TOMASZ PATOKA: – Co do samej trasy muszę przyznać rację głosom które wielokrotnie powtarzały na mecie jedno: „trasa dla tych co lubią zapierdzielać po prostej”. Nie był to maraton moich marzeń, trasa piaszczysta, płaska i z niewielkimi elementami podnoszącymi adrenalinę. W moim przypadku adrenalinę podniosły mi dwie sytuacje w trakcie maratonu. Pierwsza przytrafiła się na pierwszej prostej za startem. Jadąc spokojnie w peletonie zostałem przez wpychającego się z lewej zawodnika zepchnięty na innego jadącego po mojej prawej. Najprawdopodobniej wybiłem się w powietrze z powodu blokady pedała w czyimś rowerze. Gdyby nie ścisk i odbicie się od zawodników pewnie leżałbym na asfalcie. Nie chciałbym wiedzieć co by było gdyby przejechaliby po mnie zawodnicy z tyłu. Nawet jadący za mną kolarz skomentował to zajście w ten sposób: „dzięki Bogu stary, że się nie wywaliłeś”. Może mogło się obyć bez mojej zemsty, ale adrenalina i świadomość, że ten wpychający się zawodnik zrobił to w 1000% perfidnie i świadomie pozwoliła mi na dogonienie tego „kolarza” (nie będę w szczegółach opowiadać jak skończyła się mój rewanż. Ważne, że na pewno następnym razem pomyśli 3 razy zanim zrobi coś podobnego). Następnym fragmentem trasy który spowodował u mnie wzrost adrenaliny był jeden z ostrzejszych zjazdów który skończył się pękniętą sztycą i kolejne 4 km do mety musiałem pokonać na stojąco. Dziękowałem Bogu, że mój amortyzator miał blokadę skoku bo inaczej nie mogłem pedałować kiedy cały rower uginał się jak gąbka, zwłaszcza na bardzo stromym podjeździe przed metą. Mam żal to organizatorów za stopniowy spadek jakości oznaczenia trasy. Kiedy przejechałem metę i wracałem po siodło stanąłem na moment na trasie w miejscu w którym brakowało strzałki dla dystansu MINI i kierowałem ludzi w dobrą stronę klnąc pod nosem, że to chyba nie ja powinienem być za to odpowiedzialny. Podsumowując trasa dla lubujących się w płaskich jak deska trasach. Ja wolę kiedy z daleka widzę wspinających się zawodników na wysokość 1-2-3 piętra P.S. najważniejsze, że dzięki kolejnym punktom za start udało mi się awansować w generalce oraz w klasyfikacji wiekowej na 2 pozycję!
JOANNA PACHOWSKA: – Cóż trasa nie była może spełnieniem moich marzeń bo ja kocham jeździć po lesie, a dziś go było niewiele. Jedno z pierwszych skojarzeń jakie mi się nasuwa to – Sahara a to dlatego że było bardzo dużo pyłu, który nie dość, że miejscami ograniczał widoczność to jeszcze zatkał mi nos. Ponadto pojawiły się fragmenty za którymi osobiście nie przepadam czyli: jazda wzdłuż torów i ogrodzenia. To tyle z negatywów. Plus za to były techniczne zjazdy i single – tracki. Dwa razy straciłam panowanie nad rowerem – raz pędząc singlem w wysokich trawach nie zauważyłam ostrego skrętu w prawo i wylądowałam na wielkim kamieniu, a drugi raz zjeżdżając z asfaltu na szutrowym zjeździe uciekło mi koło i poleciałam w krzaki, ale to była wyłącznie moja wina, muszę się bardziej skupiać nad tym co robię. Fajne było też to, że mieszkańcy polewali wodą kolarzy – co przyniosło sporą ulgę w upale. I najważniejsze: fantastyczny doping na ostatnich metrach przed metą – dodał mi skrzydeł . Wyścig ukończyłam w czasie 01:39:30, open 14/54, w kategorii K3 5/20. Wynik nie najgorszy ale mógłby być lepszy. I koniecznie muszę wspomnieć o tym że pan Bogdan powiedział o sklepie OLSH który dał rabat Polonii Warszawa MTB na zakup nowego roweru oraz sukces w tomboli – mam nowy bidon 😉
fot. Zbigniew Świderski