Gorce w błocie

W dniach 1 i 2 lipca odbyły się Gorce MTB Champion w których wzięli udział nasi zawodnicy: Krzysztof Skwark i Łukasz Koziński. W sobotę zmierzyli się z czasówką osiągając następujące wyniki:

Czasówka (12 km /700 hm)

Krzysztof Skwark: 00:58:53; Open: 16
Łukasz Koziński: 1:11:01; Open: 35

Natomiast w niedzielę odbył się maraton. Poniżej wyniki:

Dystans 1/2 PRO (48,7 km/1386 hm)

Krzysztof Skwark: 03:01:00; M: 13; MM2: 5
Łukasz Koziński: 03:27:03; M: 23; MM3: 7

Trasa dała mocno popalić naszym zawodnikom ze względu na niesprzyjającą aurę w postaci ulewy i bardzo dużą ilość błota. Najlepszym dowodem na to jak było trudno są poniższe relacje z trasy.

ŁUKASZ KOZIŃSKI: Po majowej etapówce Dukla Wolf Race mówiłem że w tym roku w błocie już się nie ścigam. Słowa nie dotrzymałem i zawitałem razem z Krzyśkiem na dwudniowe ściganie po Turbaczu i okolicach. Etap pierwszy to podjazd o długości 12km rozpoczynający się w miejscowości Waksmund pod Turbacz. Ponieważ całą noc i cały ranek lało org postanowił przesunąć start z 14 na godzinę 15. Start również w deszczu ale jeżeli chodzi o pogodę to później już tylko lepiej. Wyszło słonko i zrobiło się naprawdę ciepło. Od starty ostro pod górę. Początek po asfalcie, dalej płyty betonowe i w las. A tam błoto, błoto, błoto. Im wyżej tym coraz większe błoto wciągało mnie z rowerem i nie chciało puścić. Niestety taka ilość błota nie pozwoliła podjechać wszystkiego i kilka fragmentów musiałem pokonać z laczka. Przed samym szczytem błoto ustąpiło na rzecz kamieni i korzeni i tak pod samo schronisko na szczycie. Tam na kolarzy czekał wspaniały widok na Tatry, pyszna szarlotka i tylko na mnie Krzysiek z zimnym piwem . Noga naprawdę mocno przepalona, samopoczucie super tylko szkoda na rower było patrzeć a w perspektywie czekał jeszcze ponad 10 kilometrowy zjazd.
Etap drugi to start z Łopusznej. Spodziewając się jeszcze większej ilości błota świadomie wybrałem dystans ½ Pro o długości 47 km. Start szybki, po płaskim asfalcie na zmianę z szutrem. A dalej 10 km pod górę tą samą trasą co czasówka. Jechało się jednak znacznie lepiej ponieważ błoto jakby trochę w nocy podeschło (nie padało). W połowie podjazdu zaczyna padać deszcz a przed szczytem gdzie skręcaliśmy na Obidową już lało. Temperatura jakieś 10 stopni a czujesz jakby było 5. Mgła bardzo ogranicza widoczność a przed tobą zjazd. A ten zjazd to totalny hardcore. Karkołomny to mało powiedziane. Czegoś takiego w życiu jeszcze nie jechałem. Kila kilometrów kamieni i błota. Ręce pieką z bólu tak że ciężko kielnie utrzymać. Lecisz na złamanie karku a podświadomie uśmiechasz się po każdym pokonanym uskoku, strumyku i innych pułapkach. Czyste szaleństwo za które przyszło zapłacić na następnym zjeździe. Na dole bufet i znowu podjazd. Tym razem większość po szutrze więc zapinam swojego diesla i równo turlam się kolejny raz na szczyt Turbacza. Wszystko świetnie ale na 2-3 kilometry do szczytu znowu maskaryczne błoto, rozlewiska w których koła wpadają do osiek, deszcz, mgła i zimno. Pomimo wszystkich tych przeciwności losu nóżka w dieslu kręci i kolejny raz udaje się osiągnąć szczyt króla Gorców. Teraz już tylko zjazd i do mety na ciepłe jedzonko i prysznic. Po pierwszych metrach zjazdu w błocie i kamieniach wiem już że na poprzednim zjechałem heble. Tył to już historia. Słychać jak metal trze o tarcze. Na szczęście przód jeszcze daje rade. W myślach klnę że na tył nie dałem metalików. O dziwo jedzie mi się całkiem płynnie. Gdzieniegdzie kontrolnie nogi z pedałów ale bez gleby. Mocno zwalniam tylko w miejscach oznaczonych ‘trupią główką’. Na resztkach okładzin kończę zjazd i długa do mety. Rower rzęzi niemiłosiernie, ale kolejny raz ten bydlak dowiózł moje cztery litery cało do mety. Niesamowicie odporna ta bestia. I przez piekło by mnie przewiozła. Myślę sobie: Ależ ja Cię nasmaruję w domu konkretnie 😉
Na mecie pyszna zupka i zonk. Nie ma pryszniców. Partyzantka w pełnym wydaniu. Jak w zlewie umyć 2m² zaje****go błotem ciała. Nie da się. Długo się nie namyślając wskakuje do płynącego nieopodal Dunajca, który przy takim wychłodzeniu organizmu wydaje się nadzwyczaj ciepły. Elegancko myję siebie i ubrania i idę po medal 
Gratulacje dla Krzyśka i wszystkich którzy się na to zdecydowali. Szacun na dzielni się należy.
PS. Wyjazd tym bardziej udany ponieważ w trakcie wyjazdy padł w samochodzie zawór EGR. Ale korzystając z zestawu narzędzi rowerowych udało się go wymontować, zregenerować i zamontować. I żadna część nie została. Auto lata jak lalka 🙂

KRZYSZTOF SKWARK: No comment.


Opublikowano

w

przez

Tagi: