Epicka Czwórka

W dniach 15-18.08.2018 odbyła się czterodniowa etapówka w Górach Sowich – Epicka Czwórka w której wystartowała 6 naszych zawodników w składzie: Marta i Marcin Wyrzykowscy, Kamil Koc, Adam Janowski oraz Joanna i Andrzej Pachowscy. Marta i Marcin zdecydowali się na dystans Epic, natomiast Kamil, Adam, Asia i Andrzej na dystans Classic.
Pierwszy etap miał wynosić: dla dystansu Epic 54,3 km, a dla Classic 31,7 km. Oba dystanse zostały jednak wydłużone o 10 km ze względu na wycinkę drzew. Wszyscy nasi zawodnicy ukończyli pierwszy etap.
Natomiast II etap biegł przez najwyższy szczyt Gór Sowich – Wielką Sową. Dystans Epic wynosił 53,7 km i posiadał 3221 przewyższeń ze średnim nachyleniem 7,1%, a dystans Classic 35,5 km 1538 przewyższeń ze średnim nachyleniem 7,3%. Pogoda dziś dopisywała. Wszyscy nasi zawodnicy cało i zdrowo dotarli do mety.
III etap – Zamek Grodno – niestety nie zakończył się szczęśliwie dla naszej zawodniczki Joanny Pachowskiej – na ostatnim zjeździe (2 km przed metą) zaliczyła groźny upadek, który zakończył się zatrzymaniu na noc w szpital w z powodu doznanego wstrząśnienia mózgu oraz potłuczeń.
IV etap – Jezioro Bielawskie – ostatniego dnia był najkrótszy dystans do pokonania. Pozostała piątka zawodników cało i zdrowo dotarła do mety 🙂

Etapówka Epicka Czwórka odbyła się w dniach 15-18 sierpnia. Wzięło w niej udział sześcioro naszych zawodników, a wszystkie cztery etapy udało się ukończyć 5 zawodników. Dla dwójki był to debiut w zawodach etapowych. Poniżej wyniki z klasyfikacji generalnej.

Klasyfikacja Generalna

Dystans Epic (Szacunkowa całkowita długość trasy, ok. 260 km/10000 hm)

Marcin Wyrzykowski:19:50:47,Open:63
Marta Wyrzykowska:23:19:43,Open:72

Dystans Classic (Szacunkowa całkowita długość trasy ok. 140 km /ok. 6000 hm)

Andrzej Pachowski:09:37:03,Open:72
Kamil Koc:09:37:41, Open:73
Adam Janowski:12:57:55,Open:97
Joanna Pachowska:07:51:07,Open:107(DNF)

Wrażenia z trasy.

ANDRZEJ PACHOWSKI: Start i przygotowania do Epickiej Czwórki od początku były pełne przygód i niemiłych niespodzianek. W lutym gdy się zapisywałem planowałem start na dłuższym dystansie Epic. Niestety w czerwcu nieszczęśliwszy upadek podczas treningu na trasie zjazdowej na górze Kamińsk spowodował że przez prawie cały miesiąc nie jeździłem. Na nie cały miesiąc przed zawodami zabrałem się za mocniejsze treningi, jednak ból kolana i biodra po poprzednim upadku mocno się nasilił. Na tydzień przed startem po wizycie u ortopedy wiedziałem że nie mogę już na pewno startować na długim dystansie, więc zmieniłem na dystans Classic.
Po przyjechaniu do Bielawy mieliśmy drugą niespodziankę. Po rozpakowaniu się, wyszliśmy się przejechać rowerami po miasteczku i zjeść obiad. W tym czasie do naszego pokoju ktoś się włamał przez okno i nas okradł. Na szczęście nie zginęły żadne rzeczy rowerowe, ani nic bardzo wartościowego – ktoś ukradł uwaga: CHLEB i MASŁO ORZECHOWE, oraz trochę ubrań i stare buty(nie rowerowe).
Na starcie pierwszego etapu dowiedzieliśmy że zostanie on nieznacznie wydłużony, z planowanego 31km. Z początku po wystartowaniu bolała kontuzjowana noga, ale po 10km pod górę już bolały obie równomiernie ze zmęczenia, więc przestałem zwracać na to uwagę :). Na trasie był niestety tylko jeden bufet, a dystans został wydłużony aż do 41km i 1650m przewyższeń. Na szczęście zabrałem ze sobą plecak z bukłakiem 1.5l, zamiast bidonu. Trasa była ciekawa i zróżnicowana, fragment technicznego zjazdu, trochę szutrów i bardzo mało asfaltów.
Drugi etap miał 35km i z początku był monotonny cały czas pod górę, za to od połowy prawie tylko zjazdy. Nareszcie mogłem docenić posiadanie roweru z pełną amortyzacją i z regulowaną sztycą. Kamieniste zjazdy jak np. z Wielkiej Sowy, to były odcinki na których mogłem odrobić straty i patrzeć jak inni zawodnicy na lekkich hardtailach, którzy na podjeździe mieli lżej, teraz się meczą lub sprowadzają rowery. Prawie cały dystans tego dnia jechaliśmy z Kamilem razem i linię mety przekroczyliśmy w tej samej sekundzie. Na szczęście na tym jak i na następnych etapach było już więcej bufetów niż poprzedniego dnia.
Trzeci dzień z początku miał dużo płaskiego i trochę asfaltu, co wyjątkowo ciężko mi się jechało i zostałem w tyle. Dopiero na podjazdach udało mi się dogonić ludzi z którymi się na poprzednich etapach ścigałem. Na jednym z dosyć stromych kamienistych zjazdów z przeciwka wyszli mi wspinający się turyści, niestety szybkie odbicie na lewo aby ich ominąć skończyło się upadkiem, ale wyjątkowo szczęśliwym bo na mech i ziemię a nie na ostre kamienie, i miałem tylko łokieć lekko obtarty więc mogłem spokojnie ukończyć etap. Po dojechaniu na metę gdy właśnie zaczynałem jeść, zadzwoniła Asia że się przewróciła 2km od mety. Szybko wsiadłem na rower i pojechałem z powrotem pod górę na trasę. Okazało się że jej upadek mimo że na dosyć płaskim szutrowym odcinku był znacznie bardziej poważny i karetka była niezbędna.
Ostatni dzień zawodów był najcięższy, nie ze względu na trudność, długość czy zmęczenie, po poprzednich etapach, ale dlatego że spędziliśmy prawie cały poprzedni dzień w szpitalu ( Asia została w nim na noc ) i obiad zjedliśmy dopiero koło godziny 22. Gdy rano wstawałem czułem się jakbym miał kaca (mimo że przecież nic nie piliśmy – zresztą wody też bo bufet w szpitalu był zamknięty ), więc zjazdy i szutry jechałem teraz znacznie ostrożniej. Trasa ostatniego etapu powtarzał trochę etap I ale została skrócona.
Poziom tras oraz widoki powodują, że były to chyba jedne z najlepszych zawodów na jakich starowałem (choć pod względami organizacyjnymi jeszcze trochę można by poprawić).
Na mecie uzyskałem czas z całości 4 etapów 09:37:03 co dało mi 72 miejsce Open na 112 zawodników i 22 w kategorii M3.

JOANNA PACHOWSKA: ETAP I:Totalne szaleństwo! Dałam się namówić przez mojego męża na start w etapówce w Górach Sowich. Akcja totalnie spontaniczna – pakiet odkupiłam wczoraj od zawodnika który zrezygnował z udziału. Powiem tak: nie miałam pojęcia że będzie aż tak ciężko. To zupełnie coś innego niż widziałam do tej pory. Dużo ciężkich podjazdów i zjazdów, zmienna nawierzchnia, luźne kamienie i kilka kryzysów. Jeszcze jakby tego było mało, to dystans zamiast posiadać 31 km został wydłużony do 41 km ze względu na wycinkę drzew. O czym nie miałam pojęcia, i gdy spodziewając się już mety zobaczyłam kolejny podjazd to motywacja spadła niemal do zera. Z bufetem też była przygoda, gdyż w rozpisce podano że będzie znajdował się na 15 km. Gdy dojechałam do 15 km i zobaczyłam że go tam nie ma zatrzymałam się i zaczęłam jeść to co miałam w plecaku. Jakie było moje zaskoczenie gdy bufet „odnalazł się” na 20 km. Dopiero na mecie zrozumiałam że to ze względu na przedłużenie dystansu o którym nie miałam pojęcia. Po dzisiejszym etapie niestety boli mnie dość mocno prawe kolano i nie wiem jak będzie sytuacja wyglądała jutro.

ETAP II: Przeżyłam drugi etap! Chociaż ze ściganiem to nie miało nic wspólnego – była to walka z własnymi słabościami 😛 Uznałam że nie będę nadwyrężać kolana i zdecydowałam się na baaardzo spokojną jazdę. Dziś trasa była zgodna z opisem i bufetów było dużo. Odwiedziłam aż 3 z 4 bufetów 😉 Trasa w porównaniu do wczorajszej była dużo przyjemniejsza i ciekawsza. Pojawiły się bardzo długie podjazdy i zjazdy oraz wjazd na Wielką Sowę którego nie zapomnę, a zjazd będzie mi się jeszcze długo śnił po nocach, bo po tylu kamulcach to jeszcze nie jechałam 😉 Prawie przez całą trasę towarzyszyła mi nowo poznana koleżanka Małgosia która motywowała mnie do dalszej jazdy. Gdyby nie Małgosia to pewnie rzuciłabym rower i uciekła w Bieszczady. Jechało nam się razem rewelacyjnie 🙂 Uznałyśmy że przez metę przejedziemy razem i tak też zrobiłyśmy. Podsumowując: dziś straciłam około 30 min. na robienie fotek, pogawędki i wyżerkę w bufetach. I powiem szczerze, bawiłam się dziś doskonale 🙂 Andrzej, Kamil i Adam pojechali super. Nie zdążyłam nawet im zrobić zdjęć 😛 Dystans Classic ok. 35 km i (chyba) 1060 przewyższeń.

ETAP III: Z tego co się zorientowałam wieści już rozniosły się że nie ukończyłam III etapu Epickiej Czwórki. Na ostatnim szutrowym zjeździe (przy prędkości prawdopodobnie 39 km/h) przeleciałam przez kierownicę. Upadek był na tyle nieszczęśliwy że uderzyłam, łokciem, brodą i lewym kolanem. Zara po upadku siedziałam zapłakana w szoku nie wiedząc co się dzieje. Po chwili znalazła mnie Małgosia Płudowska (którą dzień wcześniej spotkałam na trasie) i powiem wprost gdyby nie Gosi szybka i przytomna reakcja to mgło się to skończyć dużo gorzej. Pierwszy moment po incydencie jeszcze jakoś się trzymałam zapewne za sprawą podwyższonej adrenaliny po upadku. Nawet porozmawiałam z leśnikiem przez chwilę który akurat nadjechał żeby otworzyć pobliski szlaban w związku z zawodami. Gdy mnie zobaczył zaproponował zwiezienie do miasteczka, bo ponoć wyglądałam jakbym mocno oberwała. Powiedziałam że jest wszystko OK (bo jeszcze wtedy wydawało mi się że było). Gdy odjechał próbowałam razem z Gosią wsiąść na rower i nagle okazało się że nie jestem w stanie utrzymać równowagi. Małgosia zaproponowała że przytrzyma mój rower, a mnie wzięła pod ramię. I niestety po kilku sekundach poczułam że odpływam i tracę przytomność. I w tym miejscu mam pamięciowe migawki… pamiętam że strasznie płakałam najpierw że mnie boli głowa i że nie jestem w stanie się ruszyć, a do tego doszły kłopoty z płynną mową. Kojarzę jeszcze że Małgosia odciągnęła mnie na pobocze trasy i wezwała pomoc. Udało jej się jeszcze skontaktować z Andrzejem i Kamilem (z mojego telefonu). Z tego co się dowiedziałam chłopaki przyjechali wcześniej niż karetka. Ponoć Kamil zgarnął rowery do swojego busa. Gdy w końcu zjawiła się pomoc to pamiętam tylko że Kamil prosił mnie żebym nie zasypiała. W karetce podano mi tlen, bo jedna z pań coś powiedziała chyba…. że mi spada saturacja. Andrzej pojechał ze mną karetką. W szpitalu podpięto mnie pod kroplówkę z potasem (leżałam pod kroplówką chyba z godzinę). Nie byłam w stanie sklecić ani jednego sensownego zdania – mózg pracował ale nie współpracował z ciałem… albo na odwrót. Przysnęłam pod kroplówką. Ze snu wyrwał mnie lekarz zapraszając na tomografię komputerową głowy i szyi. Pobrano mi jeszcze krew – morfologia, cukier i chyba na krzepliwość krwi. Gdy lekarze przeanalizowali badania przyszły dobre wieści – wszystko jest w porządku z głową. Następnie gdy już w szpitalu Personel upewnił się że można mnie ruszać wykonano mi jeszcze pantomogram żuchwy oraz lewego kolana. Okazało się że też jest OK. Nie mniej Lekarz prowadzący zdecydował aby zostawić mnie na noc na obserwacji. Wieczorem dostałam jeszcze dożylny Ketonal. Wcześniej odwiedzili mnie jeszcze Adam, Andrzej i Kamil – przywieźli trochę rzeczy tj. mydło, ciuchy, jedzenie itp. A następnego dnia rano okazało się że mogę wracać do Bielawy, bo w międzyczasie dowiedziałam się że jestem w Dzierżoniowie. Po namyśle stwierdziłam że wrócę autobusem. Jak najszybciej chciałam wrócić do Leśniczówki. Przystanek znajdował się dość blisko szpitala. Ból głowy cały czas mi dokuczał i dokucza. Przegapiłam w międzyczasie 2 autobusy, bo dopiero później dopytałam Mieszkańców. w która linię najlepiej wsiąść. Po wysiadce czekała mnie jeszcze wspinaczka pod górę.. i o to jestem potłuczona, zmęczona i zdecydowanie mam dość kolejnych startów. I niestety na razie borykam się z dość wysoką temperaturą ale ponoć to typowe po takim urazie i jeszcze może to potrwać parę dni 🙁 Czeka mnie teraz prawdopodobnie 2 tygodnie regeneracji 🙁
P.S – Reszta ukończyła cało i zdrowo 🙂 A co do III etapu trasy to jak dla mnie była stanowczo za trudna – za dużo „chodzenia z buta” w górę i w dół.

ETAP IV – Podsumowanie: Co do samej imprezy to ma spory potencjał ze względu na ciekawie ukształtowany teren. Nie mniej parę elementów bym poprawiła. Po pierwsze na I etapie Classica był tylko jeden bufet przy dystansie 40 km po ciężkich górach to zdecydowanie za mało. Najbardziej podobał mi się etap II – był malowniczy i w zasadzie cały do pokonania na rowerze. Etap III był męczący – wąwóz na 8 km który trzeba było pokonać „z buta” mnie wykończył, a ostatni zjazd zaserwował DNF. Rozpracowałam też nazwę Epicka Czwórka… w Race Booku napisane odnośnie długości trasy było jedno, na Facebooku drugie,w w GPXie trzecie, a na starcie powiedziano czwarte… 😛

fot. www.FotoMTB.pl i Mateusz Banaś www.RallyFoto.pl


Opublikowano

w

przez

Tagi: