Jeżdżę na rowerze odkąd pamiętam. Codziennie, niezależnie od pogody i pory roku jeżdżę do pracy rowerem a każda usterka powodująca, że muszę przemieścić się komunikacją miejską wywołuje u mnie dreszcze i drżenie rąk. Dawno, dawno temu moja poważniejsza przygoda z rowerem rozpoczęła się w momencie kupna roweru do Dirtu, szybko jednak stwierdziłem, że rowerowe sporty grawitacyjne nie wywołują u mnie niezbędnej do życia adrenaliny. Poszukiwania rozpocząłem w dziedzinie XC/FR i to dużo bardziej mi się spodobało. Jazda po lesie, a tym bardziej górskim lesie to było o co mi chodziło. W międzyczasie kumpel z którym przejeździłem pewnie ze 20 lat swojego życia zaraził mnie „sakwiarstwem”. I od tej pory dystanse do rodzinnego Białegostoku, noclegi pod namiotem i kiełbaski z ogniska stały się normą. Przezwyciężenie w sobie blokady i strachu przed wystartowaniem w pierwszym w życiu maratonie MTB zawdzięczam jednak Tomkowi Teodorowiczowi, który zaprosił mnie do udziału w moim pierwszym maratonie cyklu Poland Bike w drużynie Polonia Warszawa MTB. Od tamtego momentu pojawianie się na maratonach weszło mi tak w krew, że nie wyobrażam sobie miesiąca bez przynajmniej jednego wyjazdu! To uzależnia, zwłaszcza tętniąca w żyłach adrenalina kiedy stoi się w swoim sektorze przed startem oraz wtedy, kiedy ogarnia mnie wielka chęć udowodnienia tym, którzy mówili mi kiedyś „stary! zanim Ty wystartujesz, oni będą już na mecie!”, że stać mnie na dużo więcej niż im się wydaje.
|
Dodaj komentarz