Kultowa trasa ze startem na rynku w Płocku stała się areną zmagań zawodników biorących udział w VII etapie cyklu Lotto Poland Bike Maraton, wśród których nie mogło zabraknąć zawodników Polonii Warszawa MTB reprezentowanej przez 4 zawodniczki oraz 8 zawodników.
Znakomita większość reprezentantów drużyny postanowiła pokonać dłuższą, ponad 60 kilometrową trasę dystansu Max. Wbrew pozorom krótszy dystans Mini nie był mniej wymagający, to na niespełna 37 kilometrowej pętli skumulowane zostały wymagające siły i wytrzymałości podjazdy, a także niezwykle szybkie i techniczne zjazdy. Trasę wieńczył podjazd trawersem połączony z podbiegiem po schodach pod skarpę Wiślaną przy płockim rynku.
Tradycyjnie już na podium stanęła Marta Szałaj plasując się na drugim stopniu podium dystansu Max K3(Open 4), tym samym zdobywając największą liczbę punktów dla drużyny. Druga z zawodniczek na dystansie Max Agnieszka Donimirska zajęła 6 miejsce w swojej kategorii. Dla Agnieszki był to dopiero drugi start na dystansie Max, a trasa w Płocku była bardzo wymagająca kondycyjnie.
Wśród 7 zawodników startujących na dystansie Max pod nieobecność Cezarego Koszalskiego najlepiej spisał się Krzysztof Skwark (57 Open,10 M2), kolejnymi którzy punktowali byli Piotr Rek(57Open, 43 M3) oraz Piotr Gonstal (119 Open, 60 M3). W dalszej kolejności na mecie zameldowali się Michał Masłowski wraz z Andrzejem Pachowskim (odpowiednio 150 Open,69 M3 i 151 Open,70 M3), ich wynik w dużej mierze był skutkiem tego że w pierwszej części trasy pomagali Marcie Szałaj, skutecznie.
Swój pierwszy start w sezonie odnotował Jerzy Odolczyk, a Marcin Tryc który w latach wcześniejszych decydował się na krótszą trasę w Płocku tym razem postanowił stawić czoło dłuższemu dystansowi.
Na trasie Mini jak zawsze prym wiodły nasze reprezentantki, które na trasie stoczyły zaciętą walkę między sobą, tym razem lepsza okazała się Małgorzata Osiadacz zajmując 10 miejsce w swojej kategorii, tuż za nią na 12 pozycji finiszowała Joanna Pachowska. Miejsca ta są godne podziwu, ponieważ kategoria K3 jest najmocniej obsadzoną kategorią kobiecą na dystansie Mini, a o zajętym miejscu decydują nierzadko finiszowe metry. Bardzo dobre wyniki kobiet pozwalają patrzeć z optymizmem na zbliżające się Drużynowe Mistrzostwa Polski w Otwocku.
Robert Francuzik, który jako jedyny zdecydował się na krótszy dystans do ostatnich metrów walczył o wynik.
Pomimo braku regularnie punktujących zawodników(Marcin Wyrzykowszki, Paweł Adamus czy wcześniej wspominany zazwyczaj najszybszy Cezary Koszalski) drużyna uplasowała się na 8 miejscu spośród ponad 100 sklasyfikowanych teamaów, utrzymując jednocześnie bardzo dobre 4 miejsce w klasyfikacji generalnej. Jest to dowód na to że w drużynie poziom drużyny jest wysoki i wyrównany.
Dla drużyny najwięcej punktów zdobyli: Marta Szałaj, Krzysztof Skwark, Piotr Rek i Piotr Gonstal.
Tekst: Krzysztof Skwark
Poniżej prezentujemy relacje naszych zawodników.
PIOTR GONSTAL:To był mój pierwszy start w Płocku, ale słyszałem bardzo dobre recenzje z trasy, więc w tym roku nie mogło mnie zabraknąć. Może nie byłem w pełni sił, bo w sobotę robiłem sprawdzian biegowy przed Susz Triathlon na 5km w Biegu Ursynowa, ale na formę nie narzekałem. Spodziewając się upału przygotowałem odpowiednie nawodnienie i zapas energii w batonach. Start 4 sektora potwornie szybki jak na mnie. Zbyt długa robiegówka na której duża część sektora mocno mi uciekła. Z drugiej strony mając przed sobą 53km nie goniłem za wszelką cenę, żeby nie tracić zbyt dużo sił na samym początku. Muszę przyznać, że trasa była bardziej wymagająca niż się spodziewałem, sporo podjazdów, bardzo szybkie i momentami dość wymagające zjazdy dały mi wiele frajdy z jazdy. Stałe nawadnianie i zupełnie przypadkowo dobre rozłożenie prowiantu dowiozło mnie do mety w całkiem dobrej kondycji. Na 10 km przed metą zjadłem połowę ostatniego batona i druga połowa miała zostać niewykorzystana. Tu jednak z pomocą przyszedł Organizator zapewniając nieplanowane wydłużenie trasy. W momencie gdy zacząłem się zastanawiać dlaczego nie ma oznaczeń odległości do końca trasy bo powinienem już minąć 5km znalazłem tabliczkę 10km do mety. Dokończyłem batona i ruszyłem dalej. Końcówka to istna rozkosz. Piękny park przypominający warszawski Lasek Bielański tylko w większej skali dał ostro popalić moim już zmęczonym nogom. Ostatni podjazd a w zasadzie podejście jego końcówki i schody były tylko walką ze skurczami, ale udało się osiągnąć metę w przyzwoitym czasie 2:39:00 zajmując 119 miejsce Open i 60 w M3. Dodatkowo udało mi się pierwszy raz w tym sezonie zapunktować dla Drużyny więc jestem zadowolony.
ANDRZEJ PACHOWSKI: Fajna i ciekawa trasa, odwrócenie kierunku jazdy na fragmencie w porównaniu do ubiegłych lat znacznie uatrakcyjniło przejazd. Niestety bufet zlokalizowany w głębokim piachu utrudniał mocno korzystanie z niego. Na minus poważny błąd przy podaniu długości trasy – zamiast zapowiadanych 55km okazało się że było 61km – w momencie gdy na liczniku zobaczy się, że już tylko 5km do mety oczywiste jest, że zaczyna się jechać z całych sił, aby jeszcze kogoś wyprzedzić, a tu niespodzianka bo jeszcze 11km i ciężki podjazd przed metą. Ogólnie jedna z ciekawszych tras, ale fajnie było by gdyby nie było takich pomyłek z długością, żeby można lepiej było rozłożyć siły na całość maratonu.
JOANNA PACHOWSKA: Trasa w Płocku dała mi popalić już od samego początku. Start rozpoczynał się długim zjazdem na którym spanikowałam, bo boję się zjeżdżać w grupie. Taka decyzja miała później swoje konsekwencje, bo zostałam z tyłu i na otwartej przestrzeni musiałam się zmagać samotnie z wiejącym wiatrem. W końcu dogonił mnie 7 sektor. Kolega widząc moje zmęczenie zaproponował „podwózkę” na kole z której chętnie skorzystałam i dogoniłam dzięki niemu mój sektor. Trasa początkowo zdawała się nudna.: najpierw asfalt, potem płyty betonowe ale to było bardzo mylne odczucie. Ciekawie zrobiło się gdy wjechałam do lasu. Bardzo mi to odpowiadało mogłam odpocząć od hulającego wiatru. Później na moment wyjechałam na otwartą przestrzeń i kolejny demon paniki mnie dopadł bo pojawił się szutrowy zjazd. Trochę zwolniłam aż zarzuciło mnie na zakręcie i jakoś dałam radę ale nie było to porażające tempo. Następnie pojawiły się długie podjazdy . Poczułam się jak w swoim żywiole dogoniłam ludzi którzy wyprzedzali mnie na zjazdach i humor mi się nieco poprawił. Dała mi się we znaki też lokalizacja bufetu w głębokim piachu, która wytrąciła mnie z równowagi dosłownie i w przenośni. Pół butelki wody poszło w….. piach. No i na zakończenie zjazdy w pobliżu rzeki Skrwy pokonałam z buta. Zbliżając się do finishu spanikowałam kolejny raz bojąc się zjechać po skarpie. A potem zaczął się mozolny podjazd pod górę. Szło mi całkiem nieźle. Marzyłam o podjechaniu pod schody. Planu nie udało mi się zrealizować bo zawodnik podprowadzający rower nie chciał mnie puścić mimo że krzyczałam (najpierw prosiłam ale też nie pomogło). Zeszłam z roweru przegoniłam go i ostatkiem sił wdrapałam się na schody a potem na oparach dotarłam do mety. Podsumowując: było bardzo fajnie ta trasa jest po prostu kultowa. A ja… muszę nauczyć się pokonywać zjazdy.
MARTA SZAŁAJ: Trasa w Płocku była fantastyczna, żałuje że tak późno zaczęłam jeździć Maxy bo dla Płocka naprawdę warto, brawa dla Poland Bike za trasę. A co do mojego startu to jestem bardzo zadowolona. Wszystkie podjazdy podjechałam, wszystkie zjazdy zjechałam i na żadnym szutrze na zakręcie nie miałam bliskiego spotkania z nawierzchnią. Do tego 4 miejsce w open przy pełnym składzie bardzo cieszy, no i 2 w kategorii:)
fot. Zbigniew Świderski