WYMAGAJĄCE XC NA GÓRCE KAZURCE

W niedzielę 06.09.2015 r. kilkoro naszych zawodników w składzie: Andrzej Pachowski, Łukasz Koziński, Kamil Koc, Małgorzata Osiadacz oraz Filip i Klara Szulc wystartowali w I Etapie XC na Górce Kazurce w Warszawie, w ramach cyklu Poland Bike Marathon. Klara Szulc zajęła 2 miejsce w MINICROSS, Filip Szulc 7 miejsce w kategorii Chłopcy 2005-2006. Filip miał do pokonania 2 okrążenia wynoszące w sumie 6 km. Andrzej, Łukasz, Kamil i Małgosia wystartowali na dystansie MAX składającym się z 6 okrążeń i wynoszącym 22 km. Łukasz Koziński ukończył rywalizację zajmując 49 miejsce w OPEN i 23 w kategorii M2, natomiast Andrzej Pachowski zajął 61 miejsce w OPEN i 31 w kategorii M2. Dla Kamila Koca i Małgosi Osiadacz start okazał się pechowy ze względu na awarie sprzętu. Szczegóły w relacjach poniżej.

ŁUKASZ KOZIŃSKI: Świetna impreza. Świetna trasa. Krótkie ale naprawdę ciężkie podjazdy, techniczne zjazdy i szybki płaski odcinek na zakończenie i rozpoczęcie pętli.
Sekcja zjazdów po łukach gdzie na co dzień trenują na BMX po prostu czadowa.
Na pierwszych 2 okrążeniach miałem problemy ze spadającym łańcuchem ale nie wpłynęło to jakoś drastycznie na końcowy wynik. Inni niestety mieli mniej szczęścia 🙁
Mięśnie naprawdę dostały mocny wycisk. Aż strach pomyśleć co będzie w sobotę w Nowinach 🙂

ANDRZEJ PACHOWSKI: Naprawdę fajne zawody, trasa bardzo ciekawa zróżnicowana miejscami ciężka, ale też z fragmentami dającymi odpocząć po stromych podjazdach. Najciekawszy i najcięższy fragment czyli sama górka Kazury wymagała szybkiego zmieniania biegów i planowania z wyprzedzeniem jakiego przełożenia będzie się wymagało za następne paręnaście metrów. Ciężkie zjazdy za którymi były ostre zakręty i od razu strome podjazdy, przy źle dobranym przełożeniu kończyły się podbieganiem z rowerem. Duży plus dla organizatorów, że na każdym okrążeniu za starem był bufet z napojem, co przy tak intensywnej trasie bardzo pomogło. Cieszę się że się udało ukończyć bez defektu 🙂

KATARZYNA SZULC: Radość Klary z przejechanej trasy w wyścigu Mini Cross i zdobycie jak to mówi, nie medalu a pucharu, jest bezcenna. Co dokładnie widać na zdjęciach z finiszu, na których dzielne minęła nieco rozpłakaną koleżankę. Klara była bardzo zadowolona z szybkiego przejazdu trasy w terenie. Po swoim wyścigu i w oczekiwaniu na dekoracje dzielnie kibicowała innym zawodnikom.

MAŁGORZATA OSIADACZ: Trasa na górce ursynowskiej była świetna. Zaczynała się długą prostą ścieżką, gdzie można było rozgrzać mięśnie i przygotować się do kilku zakrętów pod ostrym kątem oraz trudniejszych podjazdów. Największą radość sprawiły mi hopki na szczycie górki, gdzie mogłam śmiało balansować ciężarem ciała, w celu odpowiedniego ułożenia środka ciężkości. Kilka szalonych zakrętów, zajazdów i kolejna długa prosta. Niestety ostatnie metry pierwszego okrążenia okazały się dla mnie bardzo pechowe i zamiast przekroczyć linię mety i walczyć o kolejne sekundy, skończyłam wściekła z wkrętem w kole (w dodatku nie moim! :(). Swoją drogą straszny pech, ale patrząc na trasę 3,4 km organizatorzy mogli lepiej ją oczyścić ze szkieł i innych śmieci.

KAMIL KOC: Ruszyliśmy, dobre ustawienie w sektorze i jadę w czołówce. Prosta, dziki przejazd za garażami i jest pierwszy podjazd. Jadąc w kolejce kilku zawodników przede mną wypatruje Andrzeja, w połowie zbocza ostra nawrotka i zjazd wąskim korytem po deszczówce (dużo wystających betonów).Kolejna nawrotka, jazda płaską prostą i długi dwuetapowy podjazd na sam szczyt górki gdzie czekali entuzjastyczni kibice i freestylowy tor rowerowy-sam przejazd dawał dużo frajdy! Zjazd do połowy górki i lekki podjazd trawiastym zboczem. Ostatni szybki zjazd wyprowadzający na długą prostą (mniej więcej od tego miejsca moja kaseta strzela jak szalona) dalej kilka zakrętów i pętla się zamyka. Drugie okrążenie jadę na teamowym kole tuż za Andrzejem i Łukaszem, aż do zjazdu ze szczytu Kazurki gdzie pęka kaseta łańcuch zakleszcza się i zsiadam z roweru. Klęcząc przy rowerze w asyście kibiców Jacka Pisarka i Rafała Szulca bezskutecznie próbuje cofnąć czas. Ja stoję w miejscu a wyścig trwa, zawodnicy mijają mnie jeden za drugim aż tu nagle „buuuuuuuum” dziesięć metrów dalej zawodnik Polskiego Klubu MTB najeżdża na 'tulipana’ w trawie i tylna opona strzela z wielkim hukiem. Przynajmniej sam nie schodziłem z trasy do miasteczka PB. Ku mojemu zdziwieniu na dole spotkałem zniesmaczoną Gosię ze śrubą w obręczy SZOK!! GÓRKI-KAZURKI nie wspominam z uśmiechem na twarzy jak resztę weekendowych zmagań PB. Niesmak nieukończonego wyścigu jest dużo większy niż złość po zepsutym rowerze…:(((

fot. Zbigniew Świderski


Opublikowano

w

przez

Tagi: