Wisła 1200

Nasz zawodnik Piotr Gonstal wziął udział w bardzo wymagającym ultramaratonie – Wisła 1200! Do pokonania miał 1200 km przez cały kraj. Poniżej zapraszamy do lektury relacji z trasy:

3 lipca 2020: Czasami robię rzeczy, które wielu wydają się szalone, a dla mnie są szansą na sprawdzenie się i przesunięcie granic swoich możliwości. Były już maratony MTB, Maraton MTB 24h, jednodniowy wyjazd nad morze, Krwawa Pętla. Teraz czas na Wisła 1200 czyli jak sama nazwa wskazuje maraton rowerowy wzdłuż całej Wisły, od źródeł na Baraniej Górze do ujścia w Gdańsku. 200h na przejechanie. Start: 04.07 godz. 10:15 Jeśli chcecie sprawdzić jak mi idzie to zapraszam na http://event.trackcourse.com/view/wisla-1200-2020…Mój numer to 179. Trzymajcie kciuki.

5 lipca 2020: Jest 2:45, dotarłem do Krakowa do hotelu, prawie 200 zrobione. Umieram, wiec relacja z pierwszego dnia jutro… Dobranoc.

Dzień 2. 169 km W nogach. Nocujemy przed Szczucinem. Dziś karty rozdawała nie trasa a pogoda. Z pozoru wały i asfalt to ideał ale nie w połączeniu z 40*C upałem…dzień 3 START!

6 lipca 2020: Ruszamy dopiero o 9 bo jakieś spowolnione ruchy dzisiaj mam. Plan na dziś? Hmm może Kazimierz nad Wisłą, może dalej… ale zobaczymy. Bardziej chciałbym skończyć jazdę przed zachodem słońca choć pierwotnie planowałem w ogóle nie jeździć nocą to paradoksalnie najlepiej się jedzie po zmroku bo temperatura daje żyć. Trzymajcie kciuki. Dzisiaj tylko 115 km. Nie udało się ruszyć o 8 jak planowaliśmy, bo o 8 się obudziliśmy. Za to jechało się świetnie. Obiad o 17 w Sandomierzu. Plan dojazdu do Kazimierza upadł, nawet Zawichost bo nadciągnęły gęste deszczowe chmury. Efekt że trzeba było uciekać i mamy nocleg zaraz za Sandomierzem po przeprawie przez Góry Pieprzowe a może Pieprzone. Ledwo dało się wdrapać w butach rowerowych. Całe szczęście że deszcz przed którym uciekaliśmy z spadł dopiero jak weszliśmy do hotelu a nie na podejściu.

7 lipca 2020: Dzień 4 START! Dzisiaj zaczynamy wcześniej po wczorajszym relaksie. Ruszamy o 8 i mamy ambitny plan na 180km i dotarcie do Wilgi. Pogoda zdaje się sprzyjać bo deszcz przestał padać a zostały chmury. Dzięki temu moja i tak zaawansowana opalenizna nie powinna się na razie pogłębiać, a temperatura w okolicy 20*C pozwalać efektywnie kręcić. 90 km pod wiatr zaliczone, ile dziś słów na k…, ch…, P… padło to nie zliczę. Przerwa na szybki obiad w Kazimierzu i ciśniemy dalej, ale moja „dolna partia pleców” jest przeciwko mnie. dzień 4.Dzisiejszy dystans 160 km. Najgorszy dzień od startu. Ruszyliśmy chwile po 8. Po tym jak Andrzej musiał się wycofać z powodu kontuzji. Od rana do nocy pod wiatr. Wiało tak mocno ze momentami ciężko było jechać 20km/h, wiec moje morale do Kazimierza było kilka pięter pod ziemią i rozważałem opcje na wycofanie się z klasą. Na szczęście po obiedzie i rezerwacji noclegu sytuacja się odwróciła i kryzys minął. O 22:30 razem z Mateusz meldujemy się w Maciejowicach. Przy okazji dzień okazuje się nie być taki zły bo dystans wyszedł niezły a i przełamaliśmy magiczna barierę połowy trasy wiec przed snem będzie jeszcze zimne piwo w nagrodę.

8 lipca 2020: dzień 5 START! Dziś za 90 km docieramy do Warszawy i śmigam dalej. Spróbujemy Zakroczym a może jeszcze kawałek. Wiele zależy od sytuacji na trasie w okolicy Warszawy a ta podobno jest średnia. Tak czy inaczej obiad na swoich śmieciach.

🙂

Wypatrujcie kropki i może do zobaczenia na trasie

😉

Dzień 5: Najlepszy dzień do tej pory. Jednak głowa to podstawa. Wiedząc że dziś miniemy Warszawę od samego rana jechało się pięknie. Single po przekroczeniu Świdra po prostu bajka, a na wylocie niespodzianka PitStop z grillem, piwem i uzupełnieniem wody zorganizowany przez Andrzej Kopyść. Dalej wjazd do miasta i kibice.

🙂

9 lipca 2020: Ciekawe ze tyle ludzi bezinteresownie stoi przy trasie i przygotowuje poczęstunek, uzupełnienie wody itd. Ile siły może dać kawałek ciasta, pączek lub banan…Po morderczej walce z narastającym zmęczeniem i nawierzchnią od 8:30 i pokonaniu 84 km jesteśmy na obiedzie w Płocku.

10.07.2020 – dzień 6.Dzisiejszy dzień pełen był wzlotów i upadków a także nieoczekiwanych zwrotów akcji. Wstaliśmy 5:30 i po „szybkim ogarnięciu” wyjechaliśmy przed 7. Wkładanie wilgotnych ubrań i mokrych skarpet oraz butów łatwe nie jest… ale jest jak jest. Początek trudny bo nogi i dupy nie chciały współpracować. Dalej dość szybko do zarywającego się mostu w lesie i tu mamy pierwszy upadek (psychiczny) około 6-7 km gdzie rower więcej się pchało po piachu niż jechało. Potem na szczęście się poprawiło i o 10:30 meldujemy się w Toruniu, gdzie jemy drugie śniadanie w barze mlecznym, a następnie ruszamy do Chełmna. Po drodze dużo asfaltów ale za Ostromeckiem łapie nas deszcz. Nie zatrzymujemy się i o 16:00 lądujemy w Chełmnie na szybki lunch. Szybki był z nazwy bo COVID przetrzebił trochę gastronomii. Finalnie zamawiamy pizzę. W trakcie jedzenia przychodzi dość duża burza i ulewa. Decydujemy się zostać na noc i jutro rano zaatakować metę. Szybkie poszukiwania na Booking.com i mamy kwaterę przy rynku. W deszczu ruszamy do kwatery. Odbieram klucze z kodowanego pudełka i gdy otwieram bramę okazuje się że chmury magicznie zniknęły i wyszło piękne słońce. Jest 18:15 wiec szybki zwrot akcji, oddajemy kwaterę – właścicielka bez problemu anuluje rezerwacje bezkosztowo, rozumie prawa Wisły 1200. Uzupełniamy zapasy i ruszamy. Przed nami 31km do Grudziądza po walach i wizja leśnego zjazdu singlem po zmroku. Okazuje się że docieramy w niecałe 2 h wliczając postój na II. Pogoda całą drogę piękna, wiec zaliczamy nasiąknięty woda z wcześniejszej ulewy singiel i atakujemy Lidla a potem kwaterę. Tu kolejna niespodzianka, w hotelu trwa weselo podobna impreza i na maxa grają skoczne rytmy. W nagrodę mamy możliwość umycia rowerów i dostajemy grzejnik żeby wysuszyć ciuchy. Wychodzi nam dziś 155kmJutro zostaje mam 145 km do mety i mamy plan zaatakować wcześnie rano. Trzymajcie kciuki za szybki i szczęśliwy finał! 11.07.2020 – dzień 7No to ruszamy z Grudziądza na finałowe starcie.145 km do mety.

Dojechałem z 24h zapasu do limitu. Mózg poddał się przy ujściu Wisły i ostatnie kilometry do mety to prawdziwa katorga. Wbrew przeciwnościom losu dotarłem. Zero awarii, zero problemów technicznych, czysta radość z jazdy. Więcej wrażeń i podsumowanie jak ochłonę.

Wisła 1200 Podsumowanie. Żeby nikt z Was nie pomyślał ze Wisła 1200 to tylko krew, pot i łzy. To też ból tyłka, drętwiejące dłonie i poparzenia słoneczne. Ale i to nie wszystko. Wisła 1200 to przede wszystkim olbrzymia przygoda, to atmosfera wśród zawodników ale i kibice. Kibice na trasie, pozdrawiający zawodników lokalni kolarze ale i zwykli ludzie, którzy pytają z ciekawości skąd i dokąd jedziemy, a także kibice online tacy jak Wy, którzy tysiące razy odświeżają stronę żeby zobaczyć jak poruszają się „kropki” po trasie. Podczas tych zawodów można zobaczyć Polskę z zupełnie innej perspektywy. Widać różnorodność terenu, roślinność, uprawy. Możemy obserwować dzikie zwierzęta i wszystko to co dzieje się dookoła podczas gdy my nawijamy kolejne kilometry, a czego nie zobaczylibyśmy pędząc pociągiem lub samochodem po autostradzie. Wisła 1200 to także czas na przemyślenia i rozmowę z samym sobą. Jest wystarczająco dużo czasu na omówienie wielu tematów. To tez walka z samym sobą i swoimi słabościami, bo w czasie Wisły chyba każdy miał cień zwątpienia i moment w którym chciał już zrezygnować. Na pewno każdy przeklinał Ojca Dyrektora za momentami morderczo trudną trasę albo kilometry wałów od których można już się było porzygać, a przynajmniej dogłębnie poznać anatomię ażurowych płyt betonowych i ich układania w różnych konfiguracjach. Wisłę po prostu trzeba przeżyć żeby zrozumieć jej fenomen i to dlaczego ludzie wracają na kolejne edycje. Czy ja wrócę?Jeszcze nie wiem, ale na pewno będzie to kusząca pozycja w przyszłorocznym kalendarzu.


Opublikowano

w

,

przez

Tagi: