Wiosenne ściganie w Twierdzy Modlin

W niedzielę 24 kwietnia 2016 liczna grupa naszych zawodników wystartowała w Nowym Dworze Mazowieckim w ramach cyklu Poland Bike Marathon. Pogoda nie ułatwiała rywalizacji gdyż wiał silny wiatr, na szczęście jednak nie padało. Trasa wiodła w okolicach malowniczej Twierdzy Modlin.

Poniżej prezentujemy relacje naszych zawodników.

ŁUKASZ KOZIŃSKI: Plan zrealizowany od A do Z. Strategia obrana przed startem wykonana w 110%. Trasa super. Druga pętla to bajeczka. Single, strome zjazdy i podjazdy. Fakt dużo śmieci i szkła ale opony poradziły sobie super. Mocny wiatr na odkrytych płaskich odcinkach jak zwykle wiał w zęby:)
Miałem delikatne problemy z siodełkiem, a mianowicie puszczała mi obejma i 3-4 razy musiałem się zatrzymać i poprawiać. Starałem się jednak robić to w takich miejscach że nie odnotowałem większych strat. Na drugim kółku dużo podjazdów i tu procentuje „Agrykola”. To własnie na podjazdach urywałem cenne sekundy i kolejnych rywali.
Wajsgóra oczywiście z buta. A potem już ile fabryka dała na kreskę. Przed metą ostry doping Pawła dodał jeszcze watów na finisz i cel został osiągnięty.

PAWEŁ HERNIK: NDM uważam za udany, awans do 6 sektora (do 5 zabrakło 2 pkt czyli kilku sekund 🙁 ) szybkie tempo, niewdzięczne kamieniste podłoże i ten wiatr zawsze wiejący w twarz :). Generalnie było super. W tamtym roku w NDM złamałem 2 gumy!! dziś dojechałem bez strat. Niestety dostrzegam ze koła 26 są za małe tym bardziej jak wiedzę jak z łatwością na prostych dochodzą mnie na 29. Ale cóż – jest jazda jest zabawa 🙂

TOMASZ SZABŁOWSKI: Dzień pod znakiem zapytania. Od trzech dni walczę z grypą, jeszcze dziś rano wahałem się, czy w ogóle jechać, ale nie potrafiłem się jednak powstrzymać! Start z V sektora pokazał mi, że można kilka km wspólnie z kimś ujechać i ściganie nie polega tylko na karczowaniu krzaków przy koniecznym wyprzedzaniu, jak to było w Otwocku w archiwum X… znaczy sektorze 😉 Noga całkiem nieźle podawała, ale silny katar utrudniał oddychanie, do końca myślałem, że pojadę MAX, ale tuż przed rozjazdem skręciłem na finisz MINI, co było raczej dobrą decyzją (choć jak się patrzy na punktację końcową, to może jednak nie…). Finalnie dzisiejszy wynik można uznać za zadowalający: 63 miejsce w OPEN, 25 w kategorii M3 i awans do IV sektora. Tylko niepotrzebnie wiozłem raki i dwa czekany na Wajsgórę.

MARCIN WYRZYKOWSKI: Ponieważ po łacinie nie mogę to napiszę krótko po polsku. Jechało mi się dobrze, utrzymywałem wysokie tempo chłopaków z sektora, czasami coś tam traciłem, potem odrabiałem, noga podawała i byłem zadowolony. Zdarzył się jednak kapeć niedługo po rozpoczęciu drugiej pętli max. Zdarzenie było niedaleko bazy zawodów i parkingu, gdzie zostawiłem samochód, a przede mną 20 km ścigania. Postanowiłem się wycofać i przespacerować się do auta, zamiast spaść do pięćdziesiątego sektora. Life is brutal and full of zasadzkas.

MARTA SZAŁAJ: Trasa maxa zmieniona na tyle że naprawdę miała charakterek, podobała mi się, ale co z tego jeżeli noga przemęczona i w ogóle nie podawała, masakra. No i w tym momencie muszę przyznać racje Marcinowi i Piotrkowi – Tak, nie umiem odpoczywać i odpuścić czasem rower/trening.

PAWEŁ PUCHALSKI: Od startu jechałem w mocnej grupie. Mieliśmy naprawdę mocne jak na 8 sektor (średnia ponad 20 km/h) tempo, dawaliśmy sobie świetne zmiany Doszliśmy bez kłopotu tyły 7 sektora, noga podawała. No było naprawdę zajebiście. Nawet nie wiem kiedy zleciało to pierwsze kółko. No i kiedy przy rozjeździe obok mety okazało się że ta cała ekipa skręca w lewo na metę, a ja mam teraz dymać sam jeszcze godzinę , nie zastanawiałem się ani sekundy i pocisnąłem z nimi na ostatni podjazd. Tam wyprzedziłem jeszcze ze 3 osoby i świeżutki wpadłem na metę. Super zabawa, super czas i w dodatku awans do wyższego sektora. Niczego więcej nie było mi dzisiaj potrzeba 😀

RAFAŁ SZULC: Pierwszy max w tym roku. Pierwsze okrążenie niezłe tempo, ale na drugim coś się posypało i prędkość sporo spadła. Ale nie żałuję, że jechałem dłuższy dystans, drugie kółko z dołożonymi ciekawymi singlami i podjazdami dawało dużą frajdę z jazdy. Jechało mi się całkiem nieźle, chociaż patrząc po wyniku bez porządnych treningów to ja nigdzie nie dojadę, no ale może to tylko przez ten wiatr, który ciągle wiał w twarz . Nic to sezon się rozkręca teraz już może być tylko lepiej.

KATARZYNA SZULC: Wizyta w NDM na Poland Bike Marathon to mój pierwszy start po dłuuugiej przerwie w jeździe na rowerze.
Jak było… no cóż miało być pięknie, fantastycznie – mogę powiedzieć, że cieszyłam się na ten start jak dziecko.
Niestety już po pierwszych przejechanych kilometrach okazało się, że jestem kompletnie nieprzygotowana na walkę z WIATREM.
Wiatr to jeden z czynników, które mnie zatrzymały, kompletnie odcięło mi dech gdy wiatrzysko wiało mi w twarz. A przy wietrze bocznym toczyłam walkę z utrzymaniem się na rowerze, bo bujało mnie na prawo i lewo, echhh. Przejazd przez pola to była też walka z myślami: „To nie dla mnie, zawracam, przecież zaraz będę fruwać…”
Ale potem pojawiała się kolejna myśl: „No i co wrócę do miasteczka, do domu i co powiem dzieciakom, że nie dałam rady – nie nie mogę się poddać – DAM RADĘ”. No i pojechałam, mimo wiatru, mimo dolegliwości bólowych (tak tak zdrówko też mi nie sprzyjało).
Po wjeździe do lasu odzyskałam nieco sił i wydawało się, że jakoś to będzie. Było nieco lżej ale strata była już zbyt duża, żeby ją odrobić – teraz był już tylko jeden cel META. 😉 Zmierzając do celu na około 16km pojawiło się wsparcie, okazało się, że tuż za mną pojawił się przemiły człowiek z tabliczką „KONIEC WYŚCIGU” no cóż kiedyś musi być ten pierwszy raz. 🙂 Było fajnie, choć długo razem nie jechaliśmy, bo na trasie innym zawodnikom potrzebny był serwis – kolega został a ja znów zostałam sama na trasie.
E tam, wcale nie byłam sama, to był ten moment kiedy pojawiła sie czołówka MAXA, ach tak teraz było wesoło – śmigali obok mnie aż się kurzyło. I tak dotarłam do rozjazdu trasy MINI/MAX i tu doznałam SZOKU – przejazd na MINI został zamknięty a mnie skierowano na końcówkę MAXA. Niby nie tak źle do mety już niedaleko ale cóż to, o jak wysoko – AAAAAAAAAA TO WAJSGÓRA – niestety rower padł a ja z nim… 🙁 To ten drugi czynnik, który mnie zatrzymał.
I tu kolejne kilkanaście minut starty, a ja w kompletnej rozsypce z rowerem nie dam rady za nic w świecie… Wreszcie poprosiłam o pomoc… Z góry zszedł do mnie Marek Gronowski – krótka wymiana zdań:
M: Co Ty tu robisz??
JA: Sama nie wiem to nie moja trasa – miałam jechać MINI ale zamknęli przejazd 🙁
M: Ach już wiem MAX Cię zdublował, OK. Dobra biorę rower idziemy.
No i jako zawodniczka z dystansu MINI pokonałam Wajsgórę 😉 Też fajnie a co tam… 🙂
Na górze wsiadłam i pojechałam dalej, gdzieś na trasie znów zaczął wspierać mnie kolega zamykający wyścig ale tym razem było już lżej. Potem jeszcze bufet – Fitshape, batonik i do METY. A na końcówce wspaniałe wsparcie i doping:
Najpierw Marta, która mnie minęła na trasie: PODZIWIAM, DAWAJ dasz radę!
A tuż przed METĄ Bogdan: Kasia Szulc jeszcze tylko 300 metrów!
I Paweł: Kasia Dawaj, Dawaj jeszcze tylko jedna górka i META!
WIELKIE DZIĘKI 😉
Ogromnie się cieszę, że ukończyłam ten start, że się nie poddałam!!! Mimo trudności, – było fantastycznie!!!!!
PS. Ale już nigdy więcej startów przy tak wietrznej pogodzie, póki co.

fot. Zbigniew Świderski


Opublikowano

w

przez

Tagi: