Czwarta runda cyklu Lotto Poland Bike zagościła jedenastego maja w Rembertowie. Baza zawodów została zlokalizowana na terenie Akademii Obrony Narodowej w Parku Militarnym Rembertów, a trasa często przebiegała po terenach wojskowych i poligonie, co dodawało szczególnego klimatu. Szesnastu zawodników reprezentujących nasz zespół Polonia Warszawa MTB stawiło się na starcie tych zawodów.
Drużyna cały czas rośnie w siłę, rozwija się i poprawia wyniki, co widać z maratonu na maraton i co mobilizuje zawodników do dalszej ciężkiej pracy. Przy bardzo mocnej konkurencji udało nam się zająć dziewiąte miejsce w klasyfikacji zespołowej, to jest wynik, który nas niezwykle cieszy. Punkty dla drużyny zdobyli: Karol Wróblewski, Cezary Koszalski – nasz nowy zawodnik, Piotr Rek oraz Marcin Wyrzykowski.
Jeśli chodzi o statystyki, na dystansie Max (56km) wystartowało ośmiu zawodników (Karol Wróblewski, Cezary Koszalski, Piotr Rek, Marcin Wyrzykowski, Sławek Wójcik, Rafał Szulc, Jerzy Odolczyk, Jacek Pisarek). Sporo, ale jeśli chodzi o naszą liczebność na długim dystansie, ale to jeszcze nie był nasz pełny potencjał. Na dystansie Mini (27km) łącznie pięciu zawodników (Marta Szałaj, Małgorzata Osiadacz, Jolanta Miłko, Mariusz Wojciechowski i Agnieszka Donimirska). Nie zabrakło też młodzieży, Filip i Agnieszka startowali na dystansie Mini, a nasza najmłodsza Klara w zawodach Cross.
Najlepiej w naszej drużynie spisali się: Marta Szałaj – 5 w kategorii wiekowej na dystansie Mini, 11 w generalce, oraz Karol Wróblewski – 26 w kategorii wiekowej na dystansie Max, 45 w generalce.
RAFAŁ SZULC: – W Rembertowie przyszło mi przetestować mój nowy nabytek, czyli Cannondale Lefty. Debiut roweru wypadł bardzo dobrze. Trasa sprzyjała 29 cali w takich warunkach świetnie się sprawdziły. Było płasko i szybko idealne warunki do jechania na kole, chociaż nie brakowało momentów kiedy to ja ciągnąłem wagony. W końcu chyba się dobrze przygotowałem i dzięki temu nie dopadł mnie kryzys w odróżnieniu do poprzednich startów. Na finiszu zostało jeszcze sporo sił dzięki temu na ostatnich kilometrach udało mi się wyprzedzić sporo zawodników. W Rembertowie uzyskałem najlepszy czas w tym sezonie. A najbardziej ciesze się z tego, że do Marcina i Piotra straciłem „tylko” 10 minut, gdzie w poprzednich zawodach dokładali mi 20 i więcej Wynik MAX M3 km 56.0 śr 21.5km/h czas 02:36:36 open 117/177 kat.58/72.
JACEK PISAREK: – Pierwszy start w sezonie już za mną. Tyle czasu się nie mogłem zdecydować, że przyszło mi startować z 8 sektora. Na pierwszych kilometrach rembertowskiej wycieczki krajoznawczej wyprzedzili mnie chyba wszyscy i gdyby takowy był, to za mną jechałby autobus z napisem „koniec”. Jak już się trochę rozluźniło po błotnych zatorach, to parę osób nawet wyprzedziłem Na końcu rundy MINI, tak jak się domyślałem, wszyscy moi towarzysze podróży zgodnie zjechali na metę, więc drugą rundę jechałem praktycznie sam. Chociaż trasa faktycznie była prosta, to tradycyjnie odbyłem kilka spacerów: po błocie i w piachu pod górę, albo z górki. Była jedna gleba z koziołkowaniem na zjeździe (kiedy pomyślałem, że może jednak uda się zjechać po piachu i korzeniach…). Na mecie okazało się, że na styk złamałem 3 h (bez jednej sekundy). Miejsce zająłem zaszczytne, bo w pierwszej dziesiątce (od końca oczywiście :D) – 169/177. Chyba na trasie nie dałem z siebie wszystkiego, bo po maratonie było mi mało i dołożyłem sobie „trzecią rundę”, czyli wróciłem do domu na rowerze.
KAROL WRÓBLEWSKI: – W Rembertowie miałem wystartować razem z moją córką Alicją byłby to jej debiut na dystansie FAN, ale niestety w czwartek okazało się, że jest chora na anginę i tak jej start został wykluczony a mój zawisł na włosku, na szczęście dzięki uprzejmości Sylwii (wielkie, dzięki), która zgodziła się zaopiekować Alą udało mi się stanąć na starcie. Na IV edycję Poland Bike udałem się trochę z mieszanymi uczuciami nie dość, że trasa płaska i szybka, za czym nie przepadam to jeszcze obawy o warunki panujące na trasie po ostatnich opadach, zapowiadało to powtórkę trasy w Otwocku i duże ilości błota. Jednak moje czarnowidztwo nie do końca się sprawdziło trasa była wprawdzie płaska, ale błota było zdecydowanie mniej. Początek wyścigu rozpocząłem jak zawsze trzymając się raczej końca sektora, ale w odróżnieniu od Otwocka czułem, że nogi są w każdej chwili podkręcić tempo. Po około 5-6 km poczułem, że jestem już odpowiednio rozgrzany i zacząłem mozolnie wyprzedzać kolejne osoby. Po wjechaniu w bardziej wymagający teren na koniec pierwszego okrążenia pojawiły się pierwsze oznaki zmęczenia szybkie tempo jakie starałem się utrzymywać dało o sobie znać. Na początku drugiego okrążenia wyprzedziło mnie dwóch rywali w „kosmicznym” tempie, grzech było nie skorzystać, i tak przejechałem spory odcinek na kole po drodze mijając kolejne osoby. Gdy poczułem, że odpocząłem i mogę dać zmianę wysunąłem się na czoło naszej trójki i to był mój błąd, bo po kilku minutach na w miejscu wjazdu na najcięższą część trasy, czyli piaskowe wydmy przejechałem wjazd pod górę w prawo, usłyszałem tylko za plecami „nie tędy”. I to był moment kiedy cały zapał ze mnie wyparował, dalsza część trasy to już była walka z samym sobą, aby dojechać do mety. Uświadomiłem sobie, że jednak mój rower nie nadaje się na błoto, bo hamulce szczękowe powodują, że momentami nie walczę tylko z trasą, ale i z własnym rowerem żeby się toczył do przodu. Efekt taki, że w porównaniu do dłuższej i cięższej trasy w Sandomierzu przyjechałem o wiele bardziej zmordowany. Jedyny pozytyw, jaki dostrzegam to strata do zwycięzcy to ‘tylko’ 20 minut a nie jak w ostatnich 3 maratonach 37-38. Najbardziej cieszy to, że jako drużyna zebraliśmy jak dotąd największą ilość punktów, jeśli chodzi o poszczególne etapy, jest to dobry prognostyk na przyszłość i mam nadzieje w niedługim czasie przekroczymy magiczną barierę 2000.
PIOTR REK: – Maraton w Rembertowie zgodnie z zapowiedziami okazał się najnudniejszą z dotychczasowych edycji. Trasa w większości płaska jak stół premiująca bardzo silnych zawodników (czyli nie mnie). Pomimo tego jechało mi się ją zaskakująco dobrze i pierwszy raz w sezonie pod koniec żałowałem, ze trasa nie jest dłuższa o kilkanaście kilometrów. Start z dość licznego 4 sektora był bardzo szybki i całą pierwszą rundę przejechałem w kilkunasto osobowej grupie. Na rozjeździe niestety zostałem tylko z Norbertem Szałajem i aż do mety zgodnie jechaliśmy razem, zgarniając po drodze podupadającego na duchu Marcina. Wynik niezły: 2:26 i 83 miejsce open, 39 w kategorii i co najważniejsze awans do 3 sektora.
MARCIN WYRZYKOWSKI: – Zapowiadało się, że w Rembertowie nie będzie wymagającej trasy. Te przypuszczenia w dużym stopniu się potwierdziły. Było dość płasko, mało technicznych fragmentów i kilka sekcji męczącego błota. Trasa była bardzo szybka, a to okazało się kluczowe jeśli chodzi o walkę o dobry wynik. Dystans Max składał się dwóch pętli, druga z lekką modyfikacją. Pierwsze kółko poszło dobrze. Start był udany i utrzymałem się w czołówce trzeciego sektora. Tempo było bardzo wysokie, kilka razy udało się komuś wskoczyć na koło, ale niestety najczęściej kończyło się tak, że to ja prowadziłem grupy kilku zawodników, a chętnych na zmiany nie było. Druga pętla okazała się prawdziwą mordęgą. Na szybkich sekcjach trasy jechałem sam, nie było pod kogo się podpiąć. Pomimo to starałem się mocno cisnąć, co niestety przy takiej jeździe, przy tak wysokim tempie, bez żadnego kompana, kosztowało mnie bardzo dużo sił. Na około 10-15 km przed metą dogoniło mnie dwóch kolegów, którzy zmotywowali do dalszej jazdy wysokim tempem, choć dla mnie i tak w dużym stopniu było już pozamiatane. Na mecie w pierwszej chwili byłem bardzo niezadowolony z wyniku. Jednak później po analizie rezultatów okazało się, że to był jeden z moich życiowych startów. W klasyfikacji trzeciego sektora znalazłem się w połowie stawki. Do zwycięzcy, czyli tzw. „kosmitów” straciłem tylko pół godziny na dystansie 56 km, co jest moim osobistym sukcesem. Wysoka pozycja w kategorii wiekowej i generalce również cieszy. Te zawody pokazały też, że rośnie grupa zawodników startujących na rowerach z kołami 29 cali i ciężko z nimi nawiązać walkę. W tej sytuacji decyzja zapadła, na jesieni zmiana sprzętu.
CEZARY KOSZALSKI: – 4 etap Poland Bike 2014 był dla mnie debiutem w teamie Polonia Warszawa MTB. Jak się później okazało, debiut ten okazał się bardzo udany. Po starcie ze środkowej części 3 sektora rozpocząłem szaleńczą walkę o przedostanie się na początek stawki. Walka częściowo się udała gdyż na błotnistych sekcjach nie było konieczności stawania w długich kolejkach do objazdu największych kałuż. Trasa okazała się szaleńczo szybka, większość z niej pokonałem z blatu. Sekcje kałuż, oraz występujące na trasie błoto skutecznie ograniczało jednak prędkość przelotową na niektórych częściach trasy. Na pierwszych kilometrach okrążenia udało się dogonić mocną ekipę z którą przejechałem ok 10km dając sobie chwilę na zregenerowanie sił nadszarpniętych podczas mocnego startu. Po objechaniu zawodników nadszedł czas na pokonanie krętych singli ciągnących się przez kolejne kilometry. Kolejne wypłaszczenie trasy poskutkowało mocnym wzrostem prędkości wahającej się pomiędzy 27-32 km/h. Kolejna runda okazała się być prawdziwą zabawą. Dzięki znacznemu zmniejszeniu się liczby zawodników na MAX’ie, tempo mogłem regulować już sam. Przeprawa przez rzeczkę okazała się nie tak straszna jak ją opisywano na forach, a błota nie tak grząskie jakimi straszono. Na parę kilometrów do mety mocno we znaki dało już zmęczenie. Prędkość nieznacznie spadła, i zaczęli mnie doganiać lepiej rozkładający siły zawodnicy. Choć wolę bardziej techniczne trasy udało się dojechać na metę wykręcając czas 2:22:15 na dystansie MAX. wyniki to 67/177 MAX, 15/26 M2. śr.prędk. 23.6km/h. Już nie mogę się doczekać kolejnego startu w barwach PWMTB.
MARIUSZ WOJCIECHOWSKI: – To był mój drugi wyścig w tym sezonie po 3 tygodniowym zupełnym rozbracie z rowerem z powodów zdrowotnych. Trasa jak dla mnie w sam raz „na przetarcie” aby sobie przypomnieć jak to jest się ścigać Już na pierwszej dużej błotnej kałuży przejechałem/przebiegłem tak jak wszystkie pozostałe wyprzedzając zawodników którzy nie wiem czemu ale boją się błota-słyszałem tylko krzyki „nie chlapać” Najlepiej jechało mi się między 10 a 22 km, przed metą zacząłem opadać z sił co pokazuje jak słabym obecnie jestem zawodnikiem. Wracam do treningów i postaram się „uratować” drugą część sezonu Trasa szybka, szeroka, łatwa, urozmaicona „hopkami” i kilkoma piaszczystymi górkami z niewielką ilością singli – lubię trasy na których można się pościgać. Powoli pnę się w górę, awansowałem do 6 sektora, który zamierzam bronić na kolejnych zawodach, na dalszy awans jeszcze jestem za słaby, ale będę walczył. Jestem zadowolony z faktu, że udało się dojechać bez gumy i dziękuję zawodnikom, którzy krzyczeli, aby jechać prawą stroną bo ktoś coś rozsypał. Wróciła przyjemność z jazdy i w ogóle ze ścigania. Czas 01:20, 269/378 OPEN, 106/144 M3.
KLARA SZULC: – Najmłodsza zawodniczka Polonii Warszawa MTB w Rembertowie w pełni łyknęła rowerowego bakcyla maratonu. W wyścigu Mini Cross tuż przed startem potwierdziła, że pojedzie do mety po lizaczka – najlepsza nagroda!!! A po wystartowaniu ruszyła niczym błyskawica… Już na początku była mniej więcej w połowie stawki, nie zatrzymała się ani na chwilę, co rusz zerkała tylko czy mama biegnie i nie odpuszcza. Mama Kasia dzielnie kibicowała… Starsze dziewczynki jednak pojechały szybciej a w połowie stawki Klarę wyprzedziła też jedna z młodszych zawodniczek, która zapłakana na starcie w ogóle nie chciała jechać, niestety z pomocą mamy przez pół trasy była prowadzona i dopiero przed metą mama puściła ją samą… Klary to nie przeraziło, wręcz ją zdopingowało, bo po drodze dogoniła jedną z rówieśniczek i niewiele brakowało a dogoniłaby i tą małą rywalkę, której mocno pomogła mama… Zabrakło jedynie 6-ciu sekund… Mamy nadzieję, że kolejny wyścig będzie jeszcze lepszy. Bieżące wyniki: Kategoria DC1, Dystans CROS 8/10 czas: 00:00:55.
FILIP SZULC: – również dobry start, choć nie z pierwszej linii. Trasa nieco dłuższa niż poprzednia, wymagająca, trochę błotnista – czyli pełny FUN!!! Filip zaliczył drobną kąpiel błotną, gdzie stracił kilka sekund na wyławianiu buta z kałuży błotnej. Nie zrezygnował, nie poddał się i do końca wyścigu walczył na całego. Pod koniec trasy udało mu się jeszcze wyprzedzić kilku zawodników. Ostatecznie na mecie uzyskał swój najlepszy czas z tegorocznych 7-mio kilometrowych tras Poland Bike Marathon 00:26:15. Bieżące wyniki: Kategoria C2, Dystans FAN – 7.0 Km 9/17 Open: 40/103
KASIA WOJCIECHOWSKA: – Kasia jechała na miarę swoich możliwości, była jedna wywrotka na piasku ale Kasia szybko się pozbierała i jechała dalej. Wystartowała ostro i dopiero na 2 kilometrze udało mi się ją dogonić. Rodzice utrudniali wyścig zajeżdżając drogę i uniemożliwiając wyprzedzanie słabszych zawodników. Zabawa zabawą, ale mamy już tego dość i na następnych zawodach składamy protest w biurze zawodów na POMAGAJĄCYCH i utrudniających jazdę rodziców – jeśli ktoś boi się puścić swoje dziecko na wyścig to niech nie puszcza To był ostatni lub przedostatni wyścig na CUBE 20″, pora zmienić sprzęt na większy co z pewnością zaowocuje lepszymi czasami na kolejnych zawodach. Czas: 31:20, 24/33 OPEN FAN, 7/13 kategoria D1 .
fot. Zbigniew Świderski/Poland Bike