W sobotę 4 czerwca siedmioro naszych zawodników wystartowało w cyklu Poland Bike Marathon w Urszulinie koło Włodawy. Pogoda dopisała: było ciepło i słonecznie. Nie obyło się bez przygód. Na finiszu Krysztof Skwark razem z Agnieszką Sikorą z Wola Bike Orbea Team wpadli w poślizg na szutrze i przewrócili się (chcąc trzymając za ręce przejechać linię mety). Na szczęście nikomu nic się nie stało. Mimo trudności nasi zawodnicy osiągnęli bardzo dobre rezultaty. Miejsca tuż za podium zajęli: Marta Szałaj na dystansie Max oraz Michał Krzyczkowski na dystansie Mini. Krzysztof Skwark zajął 6 miejsce w kategorii M2, Łukasz Koziński 10 w kategorii M3, Michał Masłowski 25 w M3, a Andrzej Pachowski 35 w kategorii M3 na dystansie Max. Na dystansie Mini Joanna Pachowska zajęła 8 miejsce w kategorii K3. Ponadto 6 startujących tego dnia naszych zawodników zanotowało awanse sektorowe: Łukasz Koziński (1 sektor), Michał Krzyczkowski (2 sektor), Michał Masłowski i Marta Szałaj (3 sektor), Andrzej Pachowski (4 sektor), a Joanna Pachowska (6 sektor). Krzysztof Skwark umocnił pozycję w 1 sektorze. W klasyfikacji drużynowej zajęliśmy 6 miejsce. Dla zespołu najwięcej punktów zdobyli: Krzysztof Skwark, Łukasz Koziński, Marta Szałaj i Michał Masłowski.
Poniżej prezentujemy relacje naszych zawodników.
ŁUKASZ KOZIŃSKI: Był super:) Ale po kolei. Bardzo szybki i bardzo płaski wyścig. Bardzo ważny był tu start. Na dosyć długim odcinku asfaltowym trzeba było cały czas jechać w czubie, żeby z dobrej pozycji wjechać do lasu. Udało się wjechać na pierwszej pozycji i całe szczęście ponieważ po kilku kolarzach zrobił się tam zator który bardzo rozciągnął stawkę. Ten początek praktycznie ukształtował czołówkę sektora. Tempo bardzo mocne. Cały czas w okolicach 30km/h+. Do pierwszego bufetu sprint. W głowie dylematy: Brać bidon czy nie. Nie, lepiej nie bo koło stracę. Zaraz za bufetem kilka większych kałuż z błotem gdzie na drugim kółku po tak zwanym incydencie wyścigowym zaliczyłem kąpiel. Dosłownie wciągnęło mi pół roweru. Wynurzając się z błotka zobaczyłem tylko jak odjeżdża mi moja grupka. Wiedziałem, że nie jest dobrze bo do mety jeszcze 12 km. Nie pozostało mi nic innego jak postarać się za wszelka cenę dogonić uciekinierów. Niestety nic z tego nie wyszło. Strata ok. 40 sekund cały czas sie utrzymywała. Jedynym pocieszeniem było to, że cały czas widziałem ich plecy więc cisnąłem ile fabryka dała żeby nie stracić kontaktu wzrokowego. Na 45 km zaczęły mnie łapać okropne skurcze łydek. Jak ja w tamtym momencie marzyłem o jakiś kole na którym by pojechał kilka minut. Zrobiłem co mogłem na tych ostatnich kilometrach ale niestety nie udało się dojść uciekających kolarzy. Wjechałem na metę wściekły. Wiedziałem, że tempo było super (średnia prawie 31km/h) i wszystko szło dobrze do momentu upadku. Czułem że w tej kałuży błota zostały utopione marzenia o pierwszym sektorze…Takie życie, to tylko sport, zawody amatorów, prysznic, tombola i jedziemy do domu. W samochodzie Asia sprawdza wyniki i okazuje się jednak że jest! Gral zdobyty:) Po niecałym roku ścigania w MTB zameldowałem się w pierwszym sektorze. Jakby tego było mało poczułem też smak podium i to najwyższego stopnia odbierając puchar za kolegę Rafała z Retro Rowery Duda Team. No cóż powoli chyba trzeba się przyzwyczajać:)
JOANNA PACHOWSKA: Trasę w Urszulinie znałam już, bo miałam z nią do czynienia już rok wcześniej. Tegoroczna edycja nie różniła się niczym od zeszłorocznej – było płasko i szybko. Początek trasy pokonywałam z zawodnikiem Wola Bike Orbea Team który znając bardzo dobrze trasę ostrzegał mnie kiedy pojawiały się różne dołki – dzięki 🙂 Niestety w pewnym momencie wszyscy mi uciekli i kolejny maraton pokonywałam walcząc głównie sama ze sobą. Pod koniec trasy Zbyszek Świderski – powiedział mi że za mną jedzie Quad oraz czołówka Maxa i żebym pędziła. Nie starczyło mi na to siły i dopadli mnie tuż przed laskiem w pobliżu mety. Przeczekałam aż przejadą i trochę zła że mnie dogonili przyjechałam za nimi. Mimo kiepskiej formy awansowałam do 6 sektora.
fot. Zbigniew Świderski