Upalne Marki

W niedzielę liczna grupa naszych zawodników stawiła się Markach aby wystartować w cyklu Poland Bike Marathon w składzie: Marta Szałaj, Piotr Rek, Cezary Koszalski, Marcin Wyrzykowski, Joanna i Andrzej Pachowscy, Kasia i Mariusz Wojciechowscy, Jerzy Odolczyk, Rafał i Klara Szulc wraz z dopingującą Kasią Szulc. Ponadto w naszych barwach debiutowali: Kamil Koc, Kamil Czernich i Katarzyna Żywiec.

Trasa była wymagająca technicznie, było sporo singli oraz piachu oraz dokuczliwa, wysoka temperatura. Marta Szałaj po raz kolejny wywalczyła podwójne podium na dystansie MAX: 2 miejsce w Open i pierwsze w kategorii K3. Świetny czas osiągnął również Piotr Rek który na dystansie MAX zajął 35 miejsce w Open oraz 18 w kategorii M3. Z awarią łańcucha na trasie zmagał się Jerzy Odolczyk. Z pomocą naszemu zawodnikowi przyszedł mobilny serwis Poland Bike Marathon i Jerzy mógł ukończyć rywalizację na dystansie MAX. Natomiast z wyścigu (będąc już na trasie) zrezygnował Marcin Wyrzykowski gdyż upał dał mu się we znaki.
W klasyfikacji zespołowej zajęliśmy 7 miejsce. Dla drużyny najwięcej punktów zdobyli: Marta Szałaj, Piotr Rek, Cezary Koszalski oraz Andrzej Pachowski.
Ponadto Kamil Koc wygrał w tomboli rower ufundowany przez Burmistrza Miasta Marki oraz firmę Praktiker.

Poniżej prezentujemy relacje naszych zawodników:

KAMIL KOC: Rower jaki jest każdy widzi, Ja się cieszę a mamusia ucieszy się jeszcze bardziej 🙂 Wyścig w Markach był moim pierwszym z cyklu PB , Start z X sektora zakończyłem awansem do VII, trasa dobrze oznaczona, różnorodność podłoża i duża ilość singli po Markowej dżungli sprawiła że była ciekawa i wymagająca:) najgorszy był upał, gdyby nie było punktów z wodą na trasie i możliwość chłodzenia głowy to bym nie ukończył wyścigu… pozdrawiam i do zobaczenia w Stężycy 🙂

JOANNA PACHOWSKA: Maraton w Markach był niczym… w pustyni i w puszczy. Pustynna była temperatura oraz ilość piachu na trasie, a las w tej temperaturze był iście tropikalny. Wysoka temperatura od samego początku dała mi się we znaki. Już przed startem musiałam skorzystać z kurtyny wodnej w miasteczku, bo ciężko mi było znieść ukrop. Puls skoczył do 184 już na starcie i utrzymywał się na tym pułapie aż do końca, w efekcie jechało mi się bardzo ciężko, a serce waliło jak oszalałe. Pierwszej górki nie udało mi się podjechać, bo już tam ludzie podprowadzali rowery i nie było szansy żeby się przebić. W sumie dobrze się stało bo bym „wypompowała się” już na początku i nie wiem czy dałabym radę ukończyć maraton. Pierwszy bufet pojawił się już na 8 km, co było dla mnie lekkim zaskoczeniem bo jeszcze nie czułam znużenia. Jednak rozsądek podpowiadał że warto się napić wody. Odnośnie bufetu chciałam zwrócić uwagę na zachowanie jednego z zawodników który porwał wodę, którą mi podawała pani na pierwszym bufecie. Najwyraźniej poczekać 5 sekund na kolejną butelkę to zbyt poważna strata czasu. Gdy już dostałam upragnioną butelkę wody uznałam że lepiej zatrzymać się i spokojnie napić. To czego nie wypiłam wylałam sobie na plecy i głowę – przyniosło mi to krótkotrwałą ulgę. Puls na chwilę wrócił do normy, a ja mogłam przez ten czas pokręcić nieco szybciej. Niestety po paru kilometrach znów było gorzej, nawet rozważałam rezygnację. Jednak zebrałam się wewnętrznie i postanowiłam ukończyć maraton. Tempo miałam niższe niż zazwyczaj ale starałam się jechać w miarę równo. Pojawiły się momenty irytacji na podjazdach gdyż musiałam napominać innych zawodników którzy podprowadzali rowery żeby zrobili mi miejsce bym mogła podjechać. Kurtyna wodna która pojawiła się w połowie trasy MINI bardzo mi pomogła. Praktycznie zatrzymałam się w niej, tak bardzo potrzebowałam ochłody. Na drugim bufecie znów zrobiłam sobie postój by napić się i oblać wodą – dusza chciała pędzić dalej, ale ciało nie współpracowało. Sama trasa bardzo mi się podobała. Było sporo singli i technicznych odcinków i wszystko w lesie. Niestety osiągnięty wynik mnie nieco rozczarował. Nie spodziewałam się że, aż tak źle zniosę wysoką temperaturę.
Muszę jeszcze wspomnieć o fantastycznym pokazie trialu w wykonaniu Krystiana Herby, w którym wzięłam udział bo Kamil mnie zgłosił na ochotnika 😉 Krystian Herba skakał nade mną na trialowym rowerze. Za stalowe nerwy dostałam śliczny zielony buff (komin) z motywem Green Velo.

CEZARY KOSZALSKI: Wysoka temperatura tego dnia zapowiadała bardzo ciężki maraton, jednak pełen dobrych myśli postanowiłem podołać temu wyzwaniu.
Rozpocząłem standardowo ( ) z drugiego sektora. Ustawiłem sie w miarę blisko czuba, wiedząc że na pierwszym kilometrze znajduje się przeszkoda która zadecyduje o miejscu w stawce.
Udało się podjechać pierwszą górkę i zdobyć fajne miejsce w grupie. Jechałem pełną parą może 15km i miałem dosyć, zatrzymałem się i zalałem ciuchy wodą z bidonu by choć trochę schłodzić przegrzany organizm. Warunki klimatyczne jak w tropikalnej puszczy, polewanie wodą pomogało tylko na chwilę.
Od tego momentu wiedziałem , że wielkiego ścigania nie będzie i samo dojechanie do mety będzie tym razem sukcesem. Trasa była o dziwo bardzo ciekawa, sporo piasku, ale i sporo leśnych singli.
Jedynym zgrzytem było rozlokowanie bufetów. Pierwszy na ok 8km nie miał sensu, drugi na 40stym którymś był z całą stanowczością za późno. Dojechałem na metę wytargany słońcem i kurzem.
Udało się zrobić przyzwoity wynik 61 m-ce open i 14 m M2. Co mnie najbardziej cieszy nie straciłem sektora
Głowa z przegrzania pobolewa trzeci dzień. Przynajmniej wiem, że nie dla mnie ściganie w temperaturach 30+

ANDRZEJ PACHOWSKI: Wiedząc jaka jest zapowiadana pogoda zakładałem że będę jechał dystans MINI, dlatego nie brałem też specjalnie dużej ilości picia na trasę. Startowałem razem z Asią z sektora i planowałem jechać razem z nią krótki dystans. Niestety po 7km przy pierwszym bufecie zorientowałem się że odskoczyłem Asi za mocno do przodu. Na rozjeździe stwierdziłem że warunki nie są aż tak ciężkie jak się spodziewałem, wiec zdecydowałem się na dystans MAX. Trasa była ciekawa i urozmaicona, ale niestety też z sporą ilością piachu co przy tej pogodzie było ciężkie do pokonywania. Niestety po 30km od bufetu zaczęło brakować mi isotonika, a kolejny bufet okazało się że jest dopiero na 44km. Na szczęście jeden ze strażaków poratował mnie butelką wody. Spodziewałem się że przy takiej temperaturze będzie się ciężej jechać, pewnie gdybym jeszcze zabrał odpowiednią ilość napoju może wynik był by lepszy. Przydał by się na trasie też 3 bufet mniej więcej w połowie dystansu max gdyż odległość miedzy bufetami była dość duża, lub może gdyby 1 bufet był trochę później bo tak na 7km to jeszcze nie specjalnie się chciało pić, ale na 35km to już bardzo.

MARIUSZ WOJCIECHOWSKI: Pierwsze 21 km przejechałem w czasie 50 minut ostatnie 10 km w godzinę, najpierw mnie odcięło a potem się zagotowałem, dwa postoje oraz picie izotoników znalezionych w lesie pozwoliło dojechać do miasteczka PB. Na tych ostatnich 10 km widziałem fioletowe grzyby i srebrne gwiazdy, które wirowały wokół mnie, trochę się bałem, że nie dotrę do miasteczka o własnych siłach. Dotychczas upały nie przeszkadzały bo w lesie zawsze było znośnie i cień pozwalał na jazdę, w Markach w lesie była jednak sauna, wniosek jest taki, że nie startuję więcej w taką pogodę.
Za dużo piachu jak dla mnie, pozostałe odcinki ciekawe, kilka przyjemnych singli.

KATARZYNA WOJCIECHOWSKA: Trasa w Markach była bardzo trudna! Dużo piasku, niewygodne koleiny ale ciekawy singiel na koniec, który udało mi się przejechać w całości. Rodzice innych dzieci zajeżdżali mi drogę. Przez innego zawodnika wpadłam do koleiny i nikt mi nie pomógł. Było za gorąco jak dla mnie, postanowiłam, że jak będzie tak gorąco to nie będę jeździła. Po maratonie byłam cała czerwona, spocona i zdenerwowana. Moim zdaniem dystans FAN był przesadzony pod względem ilości piachu i ilości kilometrów jak na taką pogodę. Kolejny start jak się ochłodzi.

fot. Zbigniew Świderski


Opublikowano

w

przez

Tagi: