W miniony weekend odbyła się już dziesiąta tegoroczna runda cyklu Lotto Poland Bike. Do Jasienicy zawitało dziewięciu naszych zawodników.
Trasa położona niedaleko Ostrowii Mazowieckiej była dość płaska, ale wymagająca. Rywalizowano na dystansach 30 km i 63 km.
Bardzo dobry start zaliczyła żeńska część naszego zespołu. Marta Szałaja zdobyła drugie miejsce w klasyfikacji generalnej i wygrała swoja kategorie wiekową na dystansie Max. Tuż za podium w swojej kategorii znalazła się Agnieszka Donimirska. Natomiast na dystansie Mini Joanna Pachowska wywalczyła trzecie miejsce w swojej kategorii.
Wyniki indywidualne przełożyły się na dobry rezultat całego zespołu. W klasyfikacji teamów zajęliśmy piąte miejsce, w klasyfikacji sezonu wracając na szóstą pozycję. Punkty dla drużyny zdobyli Marta Szałaj, Cezary Koszalski, Agnieszka Donimirska i Paweł Adamus.
Dla Czarka, który na dystansie Max który był siódmy w swojej kategorii, był to debiut na nowym sprzęcie – karbonowy Specialized Stumpjumper. Nowy rower został zakupiony u naszego partnera Cozmo Bike.
Marcin Wyrzykowski tym razem pojechał dość pechowo. Był jednym z licznych zawodników, którzy pomylili trasę, co przełożyło się na gorszy rezultat.
W Jasienicy startowali również Andrzej Pachowski i Mariusz Wojciechowski, oraz kandydujący do naszej drużyny Łukasz Koziński.
CEZARY KOSZALSKI: – Do Jasienicy pojechałem z wielkim entuzjazmem, zwłaszcza, że miałem kilkutygodniową przerwę w ściganiu i chciałem wreszcie przepalić nogę. Ponadto zakupiłem nowy rower i chciałem sprawdzić jak zachowa się w terenie. Mój nowy Spec Stumjumper Carbon 29 spisał się znakomicie, choć po wyścigu nie obyło się bez kilku zmian w ustawieniu pozycji na rowerze. Przy okazji chciałem podziękować sklepowi Cozmo Bike za pomoc przy zakupie, a w szczególności Maćkowi K. za użyczenie mi swojego prywatnego roweru na testy. Wracając do wyścigu plan był prosty- rozpocząć zmagania z przodu sektora i utrzymać się w czubie do końca. Z początku szło mi to niemal bezbłędnie, niestety na 5-6km nasz sektor pomylił trasę przez co straciłem 2 minuty i wypracowaną pozycję. Starałem się odrobić stratę i mozolnie przebijałem na początek. Na rozjeździe mini/max udało się dołączyć do mocnej grupy, jednak z powodu wkręconego w tylną przerzutkę łąkowego trawska musiałem ją opuścić. Poczekałem więc na kolejną grupkę i wraz z zawodnikami WIELISZEW HERON TEAM ,Orlen Transport i WKRECENI RACING TEAM dojechałem już do samej mety. Wyścig był szybki i długi a trasa łatwa technicznie choć wyczerpująca ze względu na strasznie nierówne podłoże. Jestem całkiem zadowolony ze swojej dyspozycji, sprzęt też spisał się doskonale. Do mety dojechałem 39 MAX i 7 w kat M2.
MARCIN WYRZYKOWSKI: – Cóż, zawody w Jasienicy były dość dziwne. Byłem w jednej z grup, która pomyliła trasę, co sprawiło, że nie miałem już szans na żaden dobry wynik, choć moja dyspozycja też pozostawiała trochę do życzenia. Przez chwilę zastanawiałem się nawet czy nie zrezygnować z dalszej jazdy. Postanowiłem jednak pojechać dalej. W pewnym momencie dogoniłem Martę, która również pomyliła trasę, ale straciła na tym trochę mniej czasu. Od tego momentu postanowiłem pomóc jej w zanotowaniu jak najlepszego wyniku i pojechaliśmy zespołowo – pomagałem jak Rafał Majka Contadorowi podczas Tour de France. Gratuluję Marcie wyniku na mecie zawodów. Cieszę się również ze względu na zespół, który zebrał dobrą ilość punktów i wrócił na szóste miejsce w klasyfikacji generalnej. Jeśli chodzi o samą trasę zawodów, poprzednio byłem tutaj dwa lata temu i nic się nie zmieniło, tzn. ma coś w sobie co mi nie pasuje i nie do końca daje frajdę z jazdy.
MARTA SZAŁAJ: – Na wstępie chciałam podziękować mojemu osobistemu Majce czyli Marcinowi, który po fatalnej pomyłce kilku sektorów, postanowił zrezygnować z dobrego wyniku i pomóc mi w nadrabianiu straconego czasu na nadprogramowe km po poszukiwaniu trasy i przeciskaniu się przez niższe sektory. Skutkowało to tym, że przez 40 km pracował na mnie, a przez ostatnie 10 km krzykiem motywował, nie doczekał się biedaczek ostrej riposty na ten krzyk bo jedyne co byłam wstanie wydusić z siebie to przewlekłe dyszenie. Zanotowałam przez to wszystko najlepszy wynik w tym sezonie. Jeżeli chodzi o tresa to prócz tego, że było dużo kilometrów to nic nie pamiętam bo utrzymanie tempa Marcina nie pozwoliło mi na żadne inne refleksje.
JOANNA PACHOWSKA: – W Jasienicy nastawiłam się na start pod kątem treningu do drużynówki parami. Czekałam na końcu sektora żeby Andrzej do mnie do dojechał Emotikon grin . Po Wąchocku spadł o 1 niżej niz ja. Potem lecieliśmy razem, gdzieś w połowie trasy jeszcze miałam glebę bo ludzie nagle zaczęli zwalniać. Wypięłam się z SPDa i źle postawiłam stopę, bo w wysokiej trawie nie zauważyłam koleiny. Kostka się skręciła i… leżałam. W pierwszej chwili była panika i wrzask, że już po wyścigu jednak zawodnik za mną pięknie mnie zmotywował. Powiedział: Wstajesz! Nic Ci nie jest! Dasz radę! Motywator był dobry, wsiadłam na rower i toczyłam się przez 1,5 km bo kostka mnie bolała. Potem przeszło. Dziś bolą mnie ścięgna w z boku i z tyłu kolana, coś sobie naciągnęłam, ale muszę wspomnieć o jeszcze jednej kwestii a mianowicie że w czasie jazdy najbardziej zirytował mnie jeden facet który przez cały maraton usiłował się wciskać między mnie a Andrzeja. A nam zależało żeby potrenować wspólną jazdę parami. Apogeum frustracji wyrzuciłam z siebie na przejeździe przez strumień gdy już jechałam sama, bo Andrzej odbił na MAX. Facet wypiął się przed strumieniem, a tam z aparatami czekali Zbyszek Świderski i Jacek Marcinkiewicz. Nakrzyczałam na faceta że cały maraton mi zajeżdża drogę i jeszcze miałam wnerw że nie będzie fotki bo mnie zasłonił. Jacek mi powiedział żebym nie pyskowała i jechała dalej bo mam dobry czas. Wsiadłam z fochem na rower i pojechałam dalej. Na mecie Zbyszek mówił że na pewno będzie pudło. Nie uwierzyłam, wyników też nie chciałam oglądać bo byłam zła na tego faceta za to zajeżdżanie i rozbijanie naszego mini peletonu. Po czym nagle okazało się że jednak mam pudło. Fajne było po bardzo długiej przerwie znów na nim stanąć
PAWEŁ ADAMUS: – Początek był obiecujący: mocny i szybki. Tuż po rozjeździe dystansów doszedłem do Czarka i następne 15 km jechałem w miarę równym tempem, próbując utrzymać się na kole lepiej dysponowanego kolegi. Podobnie jak przed rokiem z rytmu wybił mnie sławny już odcinek łąki (pastwiska?) z muldami ok. 40-45 km. Ostatnie 15 okazało się niestety walką o przeżycie. Mimo dobrych chęci, po raz kolejny okazało się, że polandbajkowy max NIE jest tym, co lubię najbardziej.
MARIUSZ WOJCIECHOWSKI: – Do Jasienicy przyjechałem pokibicować i porobić zdjęcia ale jak zobaczyłem kolorową brać kolarską stwierdziłem „no way – jadę, najwyżej nie dojadę. To była najłatwiejsza z dotychczasowych tras PolandBike płasko, szeroko, asfaltowo. Jedynym utrudnieniem były krótkie sekcje piaskowe i upał, który nieszczególnie mi przeszkadzał ale zawodnicy jadący obok narzekali, że za gorąco. Ciekawym doświadczeniem była jazda bez licznika, który się zepsuł, jazda bez świadomości na którym jestem kilometrze pozwoliła w 100% skupić się na trasie oraz reakcjach organizmu. Na kolejne starty ustawiam średnią prędkość w liczniku i polecam takie rozwiązanie. Biorąc pod uwagę 3 tygodniową przerwę w jeździe rowerem, niedoleczony uraz oraz trący tylni hamulec jestem zadowolony ze startu. Teraz tydzień przerwy na doleczenie urazu a potem trening i start w Markach.
fot. Zbigniew Świderski