W niedzielę 25 maja trójka naszych zawodników udała się do Karpacza na jeden z najtrudniejszych wyścigów MTB w Polsce. Zawody, z którymi zmierzyli się Paweł Adamus, Maciej Chmielewski i Marcin Wiechowski, są zaliczane do cyklu Volvo MTB Marathon.
To była dla nich ciężka przeprawa, ale cała trójka dotarła do mety, a po zawodach nie ukrywali zadowolenia, że podjęli się tak ciężkiego wyzwania i zdołali się z nim uporać.
– Maciek powiedział po maratonie w Karpaczu, że ktoś zrobił go po to, żeby udowodnić wszystkim, że nie potrafią jeździć na rowerach – relacjonuje Paweł Adamus. – Jeśli taki był zamiar organizatora, trasa rzeczywiście była poprowadzona po mistrzowsku. Gdy wydawało się już, że najgorsze za tobą, dostawałeś na deser coś jeszcze bardziej wymagającego. Po męczącym podjeździe następował karkołomny, najeżony głazami zjazd. Po zjeździe jeszcze dłuższy i bardziej od przedniego sztywny podjazd. Po nim podobne do wcześniejszych głazy, z tą różnica, że płynął między nimi błotnisty strumyk. Powiedzieć że była to trasa na wyniszczenie to mało. To była trasa cudownie sadystyczna. Ci, którzy odetchnęli przy tabliczce ze znakiem “meta 2km”, zaraz potem mogli sprawdzić stan swoich mięśni na tak zwanych agrafkach – stromym zjeździe z sekcją kilku ekstremalnie ciasnych nawrotów.
– Debiut w prawdziwym MTB wypadł nieźle. Środek stawki i 1,5 godziny straty do zwycięzcy nie wyglądają imponująco, ale przecież planowałem jedynie ukończyć ten wyścig – dodał.
– Po Karpaczu nic nie będzie już takie samo. Jeszcze nie wiem, w co przekuję to doświadczenie, ale jestem pewny, że zjazd zielonym szlakiem do Borowic jeszcze długo będzie mi się śnił po nocach. I na szczęście nie będzie to koszmar – podsumował.
Komentarze
Jedna odpowiedź do „Piekło Karpacza”
Wiedziałam że Paweł Adamus okaże się wielkim zawodnikiem i będzie miał okazje zaprezentować się z najlepszej strony. Zobaczycie z niego będzie jeszcze mistrz – wróżę mu ogromną karierę i trzymam jednocześnie kciuki w kolejnych zawodach!