Pechowy Międzyrzec

W niedzielę czwartego sierpnia w Międzyrzecu gościła siódma runda cyklu Lotto Poland Bike, która dla naszej drużyny zakończyła się z mieszanymi odczuciami.

Pomimo upału w Międzyrzecu stawiliśmy się dużą grupą zawodników. Jednak już na samym początku naszą czołową zawodniczkę Asię spotkał wielki pech. Tuż po starcie wpadł na nią jeden z zawodników. Skończyło to się kraksą, wywrotką i kontuzją. Asia doznała poważnego złamania nadgarstka. Niestety to wyklucza ją z jakichkolwiek startów w najbliższym okresie. Wszyscy trzymamy za Ciebie kciuki wracaj do zdrowia. Jednocześnie apelujemy o rozwagę wśród zawodników, szczególnie na starcie, gdzie jedziemy w dużym tłoku i kurzu.

Wracając do rywalizacji…

Dystans Mini liczył sobie 27 kilometrów. Z bardzo dobrej strony zaprezentowała się Marta Szałaj. Wykręciła czas 01:19.19 co dało jej szóste miejsce w generalce i drugie w kategorii K3. Marta awansowała do czwartego sektora. Agnieszka Donimirska zajęła 29 miejsce.

Wśród mężczyzn najszybciej pojechał Tomek Patoka. Czas 01:10.10 dał mu 50 miejsce w generalce i trzynaste w kategorii M2. 67 miejsce zajął Paweł Adamus, a Krzysztof Wąsikiewicz z rezultatem 01:12.41 błysnął 73 miejscem i awansem do trzeciego sektora. Pechowy debiut w naszej drużynie zaliczył Karol Wróblewski, zawodnik AKS Polonia Warszawa. Uszkodził ramę, ale zdołał ukończyć zawody na 95 pozycji. Rafał Szulc osiągnął metę na 110 miejscu. Marcin Wiechowski z przygodami. Na trasie zaatakował go dzik. Obeszło się bez poważniejszych konsekwencji, choć na nodze został ślad po kłach. Na mecie był 133, a jedno oczko niżej został sklasyfikowany Andrzej Pachowski. 159 miejsce zajął Mariusz Wojciechowski, a Łukasz Wąsikiewicz był 161.

Na dystansie Max zawodnicy mieli do pokonania 54 kilometry. Z taką trasą w tych trudnych upalnych warunkach zmierzyła się Agnieszka Stępień. Zajęła dziewiąte miejsce w generalce i piąte w kategorii K3.

Debiut w naszym zespole zaliczył Zbigniew Król. 54 km pokonał w czasie 02:24.35. To przełożyło się na 36 miejsce i ósme w kategorii M4. Miejsce z pewnością byłoby wyższe, jednak w zanotowaniu lepszego rezultatu przeszkodziła przebita opona.

Z dystansem Max zmierzył się również Marcin Wyrzykowski. Zajął 60 miejsce i 21 w kategorii M3, awansując do czwartego sektora. Michał Grywiński był 64.

Na dystansie Fan Kasia Wojciechowska była ósma i trzecia w kategorii D1.

W klasyfikacji zespołowej zajęliśmy piąte miejsce, co niewątpliwie jest sporym osiągnięciem dla naszej ekipy.

A oto jak Asia opisuje tą pechową sytuację, która miała miejsce tuż po starcie:

– Dla mnie Międzyrzec Podlaski zakończył się około 500 metrów po starcie zaraz za asfaltowym zjazdem na piaszczystą drogę. Tuż po starcie zaczęłam wyprzedzać zawodniczkę lewą stroną, a w tym czasie jeszcze bardziej po lewej zaczął mnie wyprzedzać jakiś zawodnik. W pewnym momencie niebezpiecznie zbliżył się do mnie. Jego kierownica zaczepiła o moje pancerzyki przy kierownicy. Po chwili zaczął się przewracać na lewą stronę ciągnąc mnie za sobą. Obydwoje runęliśmy w piach. Gdy pył opadł spostrzegłam swoją lewą rękę wygiętą w nadgarstku w nienaturalne ”S”. Zdenerwowana wypaliłam – Widzisz co żeś narobił! Przez ciebie mam złamaną rękę! Chłopak przeprosił i powiedział że odprowadzi rower do biura zawodów. W tym czasie ktoś wezwał karetkę. Rękę zaczął przeszywać ból. W karetce usztywniono mi ją. Jadąc do szpitala czułam że robi mi się słabo, ale sanitariusze nie pozwolili mi ”odpłynąć”. Gdy podjechaliśmy pod szpital czułam się już się bardzo źle. Zostałam posadzona na wózku inwalidzkim i przetransportowana na izbę przyjęć. Tam podano mi tlen po którym poczułam się lepiej. Przyszedł lekarz który natychmiast zlecił prześwietlenie. Po obejrzeniu prześwietlenia oznajmił, że to poważne złamanie i pod narkozą trzeba będzie nastawiać i nie było pewności czy dziś mnie wypuszczą. W międzyczasie zadzwoniłam do Andrzeja i opowiedziałam o wszystkim. Po 45 minutach zostałam zaprowadzona do gabinetu zabiegowego gdzie ułożono mnie na kozetce i podano narkozę. Zasnęłam momentalnie. Gdy się obudziłam ręka była już w gipsie A przez uchylone drzwi zaglądał Andrzej i kolega Grzesiek ze swoim tatą. Ucieszyłam się że przyszli mnie odwiedzić w szpitalu;) Następnie zrobiono mi jeszcze jedno prześwietlenie żeby sprawdzić czy ręka jest dobrze złożona. Gdy okazało się że wszystko jest w porządku lekarz zgodził się wypuścić mnie ze szpitala pod warunkiem że przyjadę w przyszłym tygodniu na kontrolę. Po telefonie Andrzeja Grzesiek i jego kolega przywieźli nas na teren zawodów, gdzie zostałam bardzo ciepło przywitana przez pana Bogdana i pozostałe osoby. Kolejnym zaskoczeniem był przyjazd moich rodziców. W tym miejscu chciałabym wszystkim podziękować za pomoc oraz bardzo miłe słowa wsparcia. A będąc w domu okazało się że mój kask pękł na pół w czasie upadku.

fot. Zbigniew Świderski


Opublikowano

w

przez