JACEK PISAREK: – Pogoda rewelacyjna, trasa sympatyczna, pomimo niecałych 50 km można sie było zmęczyć. Słaba kondycja i 40 km przyblokowanego hamulca dały słaby wynik na szarym końcu. Z całego maratonu zapamiętam sympatyczne towarzystwo koleżanek i kolegów z teamu przed i po maratonie, no i oczywiście Asię, która biedna czekała 8 godzin na trasie, żeby mi zrobić zdjęcie Dzięki!!! Byłem dumny z naszego teamu podczas dekoracji. Tradycyjnie podczas dekoracji Kasi nie ma mnie w miasteczku, ale wspaniale było widzieć nasze dzielne dziewczyny Martę i Agnieszkę na podium i po raz pierwszy widzieć Zbyszka w koszulce Polonii na podium w kategoriach męskich!!! No i wspólne zdjęcie naszych wszystkich medalistów… Widok bezcenny! Serce rośnie! A komentarze Bogdana, towarzyszące dekoracjom baaaardzo sympatyczne i ciepłe dla naszego teamu i ogólnie dla Polonii, to po prostu miodzio. Kolejny plus, to świetny wynik drużyny, która zrobiła najlepszy w tym sezonie wynik! Marta i Aga zapewniły sobie podium w generalce! Plusy, plusy, plusy, same plusy! Jedyny minus, to powrót w korkach, ale wobec tych wszystkich plusów, już zdążyłem o nim zapomnieć To pisałem ja, wasz drużynowy Pisarek.
PAWEŁ ADAMUS: – W ubiegłym roku właśnie w Jasienicy zaliczyłem swój pierwszy start w barwach PWMTB, dlatego wczorajszy wyścig potraktowałem trochę porównawczo. W zestawieniu z ubiegłoroczną trasą, dystans MINI uległ drobnym modyfikacjom, jednak charakter pozostał podobny: leśne dukty z niewielką ilością piachu, długie podjazdy o nieznacznym nachyleniu oraz wybijające z rytmu odcinki podłoża w typie „kartofliska”. Na koniec przejazd przez strumyk, podjazd z rozrzuconymi pniami drzew i długa, asfaltowa prosta do mety. Ogólnie trasa szybka, ale w odróżnieniu od np. Kozienic, urozmaicona. Porównanie wypadło udanie. Wydaje mi się, że moim kluczem do Jasienicy było treningowe przepracowanie tygodnia poprzedzającego zawody, oraz odpowiednie rozdysponowanie sił podczas wyścigu. Jeden z celów na sezon 2013 – awans do 2 sektora został zrealizowany:).
TOMASZ PATOKA: – Przed maratonem trochę dało mi się we znaki zmęczenie całym sezonem maratonów i lekka rutyna. Po przybyciu było lekko bez emocji które zawsze mną szargają po zobaczeniu pierwszej tabliczki kierującej w stronę miasteczka PB. Do czasu kiedy z kolegą Pawłem Adamusem wybraliśmy się na rozjazd trasy. Nie dość, że z planowanych kilu kilometrów zrobiliśmy kilkanaście bo pomyliliśmy drogi powrotne, to do tego podczas sięgania po żel energetyczny wpadłem w „piaskownicę” i wykonałem piękny lot kosząco pikujący przez kierownicę co spowodowało bolesne stłuczenie piszczeli. Emocje wzrosły kiedy zorientowaliśmy się ile czasu (MAŁO!) zostało do startu, postanowiliśmy „lecieć” szosą, żeby wyrobić się na start Co do samego startu to przebiegało już duuużo lepiej niż planowałem, byłem wyspany, najedzony, nawodniony i czułem, że to mój dzień. Pewność siebie zjadła mnie kiedy jadąc na kole nie zareagowałem na nagłą zmianę kierunku przez poprzedzającego zawodnika i wylądowałem w rowie, na szczęście wzdłuż a nie wszerz drogi którą jechałem, dzięki Bogu prędkość była na tyle duża, że od razu wyleciałem z powrotem na prawidłową drogę. kiedy zabierałem się za odrabianie straty na poboczu zauważyłem zawodnika proszącego o pożyczenie skuwacza. Nie miałem chwili zastanowienia się, bo skoro nie walczyłem o czołówkę w generalce to czemu nie pomóc komuś innemu. Kiedy ponownie zabrałem się za odrabianie straconego czasu podczas jazdy po kartoflisku moje siodło nagle cofnęło się do tyłu powodując DOŚĆ niekomfortową pozycję na rowerze. Pomimo prób powrotu siodła do poziomej pozycji musiałem pogodzić się z tym, że do mety muszę pilnować się przed posadzeniem czterech liter na siodełku Pomimo przygód czas i miejsce miałem zadowalające także zawody będę wspominał dobrze.
ANDRZEJ PACHOWSKI: – Maraton w Jasienicy był dla mnie szczególny, ponieważ minął rok od pierwszego startu w zawodach. Trasa była praktycznie identyczna jak w 2012, pogoda niestety trochę gorsza, ale na szczęście nie utrudniała zawodów. Miałem wiec możliwość porównania czy rok treningów dał jakieś rezultaty. Czas jaki uzyskałem na dystansie max był lepszy o 21 min niż rok wcześniej, więc pewien postęp jest. Mam nadzieję że w 2014 znowu będzie o kolejne 21min lepszy.
JOANNA PACHOWSKA: – Miło było znów odwiedzić Jasienicę. Mam do niej szczególny sentyment, bo tu rozpoczęłam swoją przygodę z maratonami MTB dokładnie rok temu. Tym razem nie mogłam wystartować bo dalej leczę się z kontuzji.
Na „dzień dobry” wdepnęłam w wielką kupę, co nie umknęło uwadze czujnego Zbyszka Świderskiego 😉 Dziękuję za fotkę 😀
fot. Zbigniew Świderski