W niedzielę 19 czerwca odbył się Poland Bike Marathon w Górze Kalwarii. Był upał, kurz, piasek, szutry, pokrzywy, maliny. Łącznie reprezentowało nas 9 zawodników. Na dystansie Max: Krzysztof Skwark, Łukasz Koziński, Piotr Rek, Tomasz Szabłowski, Michał Masłowski, Małgorzata Osiadacz i Marta Szałaj; a na dystansie Mini: Paweł Hernik i Michał Krzyczkowski.
Na dystansie Max Małgorzata Osiadacz zajęła miejsce tuż za podium w kat. K3. Natomiast Krzysztof Skwark uplasował się na 7 miejscu w kat. M2. W klasyfikacji drużynowej zajęliśmy 7 miejsce. Dla zespołu najwięcej punktów zdobyli: Krzysztof Skwark, Łukasz Koziński, Piotr Rek i Małgorzata Osiadacz. Nie obyło się bez przygód. Marta Szałaj złapała aż 2 gumy na piątym kilometrze. Michał Krzyczkowski po upadku również wycofał się z rywalizacji.
Poniżej prezentujemy relacje naszych zawodników.
TOMASZ SZABŁOWSKI: Trasa niewygodna, dużo telepania po łące, dobijających wybojach ukrytych w trawie, raczej nie będzie moją ulubioną 🙂 choć podjazdy były fajne i wymagające. Start miałem bardzo dobry, nie licząc faktu, że ustawiłem się w V sektorze zamiast w IV (Dzięki Gosia!!!) dość szybko znalazłem się w czołówce (tu padł mój rekord prędkości chwilowej 51km/h) a na 6km już jechałem z trzecim sektorem. Korek przy pierwszym, głębokim wąwozie obiegłem prawą stroną przy urwisku z rowerem na plecach, co okazało się dobrą decyzją, bo udało się minąć ok 30 wściekłych kolarzy 😀 . Duży kryzys pojawił się na niekończącym się ‘kartoflisku’, walka ze sobą była zacięta, były chwile zwątpienia. Chyba tam straciłem najwięcej… Sporą część grobli jechałem sam (nie polecam), a część z innym kolarzem, który pociągnął mnie na kole- dzięki Ci numerze 333, a finisz pod górę ukończony w siodle. Najbardziej się jednak cieszę, że udało się dotrzeć bezawaryjnie do mety, co nie było takie oczywiste. Plan minimum wykonany – wywalczony (tym razem bardziej wymęczony) awans do III sektora.
PAWEŁ HERNIK: Dwie artystyczne gleby: jedna z obrotem 360 gdy nieustraszony pieniek nagle wyrósł mi na drodze, a druga z nagłym zwrotem gdy na zakręcie zahaczyłem kierownicą o siatkę pięknej działki spowodowały ze nawet nie było tak nudno :). Dupsko mi wytelepało, w rękach jeszcze czuje te zaorane łąki – w poprzek :). Generalnie fajne wrażenia – pewnie lepiej by się jechało gdyby było o połowę mniej ludzi – nie wiem czemu ale jadąc w 4 sektorze jakoś wszyscy się wlekli co mnie trochę wkurzało :). Zadowolony – ale jakiś niedosyt pozostał 🙂
ŁUKASZ KOZIŃSKI: Góra Kalwaria zdecydowanie nie należy do moich ulubionych maratonów. Dużo telepania po wybojach, łąkach, krzakach. Do tego nudna jazda wzdłuż torów, wału i po sadach jabłkowych. Miejsca z luźnymi kamieniami i tłuczniem też do najprzyjemniejszych nie należały. Jak dla mnie fajnych miejsc jak na lekarstwo. Plus za zamek w Czersku i oczywiście klasyka, czyli podjazd brukiem w GK. Jechało mi się źle od samego początku i naprawdę nie mogłem się doczekać końca wyścigu. Poziom frustracji spotęgowało pomylenie trasy z powodu braku oznaczenia na rozjeździe oraz zerwany łańcuch. Noga też tego dnia nie kręciła tego co normalnie powinna. A jakby jeszcze tego było mało na mecie okazało się że na kamieniach uszkodziłem nową oponę (przecięta ścianka boczna). To zdecydowanie nie był mój maraton i dzień:( Żeby nie było tak pesymistycznie. W tomboli wygrałem koszulkę z memoriału Królaka 2013:)
fot. Zbigniew Świderski