Dukla Wolf Race

W weekend majowy w dniach 5-6-7.05.2017 r. odbyła się w Beskidzie Niskim trzydniowa etapówka Dukla Wolf Race. Na start w tej wyczerpującej rywalizacji zdecydowała się czwórka naszych zawodników w składzie: Krzysztof Skwark, Łukasz Koziński, Kamil Koc i Andrzej Pachowski. Każdy z etapów był bardzo wymagający technicznie. Pierwszy etap Wietrzno wynosił 47 km i posiadał 1480 m przewyższeń, drugi etap Piotruś – Cergowa wynosił 72 km i 2388 m przewyższeń, a trzeci Baranie – Kardasz miał wynosić 63 km i mieć 1750 m przewyższeń ale został skrócony ze względu na niesprzyjające warunki atmosferyczne.

Pierwszy etap był również wyścigiem jednodniowym MTB Wietrzno o Puchar SlowBeskid w którym zdecydowała się wystartować nasza zawodniczka Joanna Pachowska.

Jak się wkrótce okazało już pierwszy dzień dał wszystkim mocno w kość, ze względu na dużą ilość błota które sprawiło że Asia wycofała się z rywalizacji. Panowie szczęśliwie dotarli do mety, a następnego dnia zmierzyli się z najdłuższym dystansem. Drugiego dnia pogoda była łaskawa: wyszło słońce i było ciepło. Czwórka naszych zawodników po pokonaniu 72,3 km umorusana w błocie dotarła do mety. Trzeciego dnia zmagań pogoda pogorszyła się: było chłodno i padało. Z tego względu organizator zdecydował się na skrócenie trasy z 63 km do 50 km. Nasi zawodnicy bardzo chwalili fragment trasy wiodący przez kamieniołom, gdyż nawierzchnia była tam twarda, a krajobraz egzotycznie surowy – księżycowy. Wszyscy nasi zawodnicy dotarli cali i zdrowi do mety zdobywając koszulki Finishera.

W klasyfikacji generalnej nasi zawodnicy zajęli następujące miejsca:

Klasyfikacja generalna:

Krzysztof Skwark: 12:48:58.0; OPEN: 38 ; M3: 20
Łukasz Koziński: 15:31:51.7; OPEN; 54; M3: 32
Kamil Koc: 15:45:23.3; OPEN: 56; M2: 10
Andrzej Pachowski: 17:22:18.8; OPEN: 67; M3: 35

Team Men: Kamienna: 33:07:42.20; Open: 15 (Kamil Koc i Andrzej Pachowski)

Należy jeszcze wspomnieć o bardzo dobrej organizacji imprezy. Organizatorzy byli bardzo pomocni (np. pomagali czyścić rowery na bufetach oraz smarowali swoimi smarami łańcuchy), trasa została dobrze oznakowana, jedzenie było pyszne, a pakiet startowy imponujący. W pakiecie startowym znalazł się numer startowy z chipem, książka z opisem tras, ręcznik z haftowanym logo wyścigu, odżywki oraz przewodnik po okolicznych szlakach rowerowych i atrakcjach turystycznych regionu. Oprócz tego były tam naklejki z profilami poszczególnych etapów oraz lokalizacją bufetów (do naklejenia na ramę roweru), całość zapakowano w pamiątkowy worek, który potem przydał się do zapakowania butów SPD. Ponadto zadbano o profesjonalną i obszerną fotorelację z każdego etapu. Większość startujących została uwieczniona na zdjęciach w pięknych okolicznościach przyrody, którymi będzie mogła pochwalić się znajomym na forach społecznościowych.

Poniżej prezentujemy wrażenia naszych zawodników z imprezy.

JOANNA PACHOWSKA: Miałam nie startować ze względu na zalecenia lekarzy żeby troszkę zwolnić tempo i odpocząć, ale nie wytrzymałam jednak i wystartowałam po namowie przez chłopaków w I etapie MTB Wietrzno 😉 Gdybym jednak wiedziała co się kroi na trasie to bym na pewno tego nie zrobiła. Początek zaczął się niewinnie, podjazdem po utwardzonej trasie. Dookoła radośni kibice – po prostu super! Piekiełko zaczęło się po zjeździe w las, a tam… błoto, błoto i jeszcze raz błoto oraz pagórkowaty rollercoster! W pewnym momencie okazało się że jestem ostatnią zawodniczką wyścigu, a za mną już tylko ekipa zabezpieczająca wyścig 😉 Trochę mnie denerwował dźwięk silników motorów crossowych więc narzuciłam sobie mocniejsze tempo. Po jakimś czasie dojechałam do kolejnej zawodniczki która również wystartowała w jednodniowym wyścigu za namową męża i tak jechałyśmy razem planując co zrobimy naszym mężom jak już dojedziemy. Bicz na gołą pupę to co najmniej 😉 Po około 10-15 km dotarłyśmy razem z ekipą zabezpieczającą trasę do rozjazdu. Zrobiłyśmy sobie z nimi pamiątkowe selfie i obie zgłosiłyśmy DNF w biurze zawodów stwierdzając że ten błotny hard core to nie dla nas 😛 A Panowie? Dojechali! Kolejne dni spędziłam jako Photographerka uwieczniając wyczyny walczących na trasie Wilków MTB. Obserwując ich zmagania stwierdzam że to był błotny hard core i gratuluję wszystkim dzielnie walczącym na trasie 🙂

ANDRZEJ PACHOWSKI: Zawody Dukla Wolf Race były moją pierwszą etapówką w życiu, wiec głównym celem było po prostu ukończenie. Zapisaliśmy się jako duet men z Kamilem. Wiedziałem że nie będzie łatwo zwłaszcza, że w tych górach zawsze jest mnóstwo błota, a dodatkowo pogoda przez ostatni czas nie nastrajała optymizmem. Rower dobrze przygotowany, opony z bardzo agresywnym bieżnikiem i nie zbyt lekkie żeby nie rozciąć na kamieniach, nowy łańcuch i nowa zębatka z lekkimi przełożeniem na korbie, szeroka kierownica aby mieć lepsze prowadzenie na zjazdach, oraz wreszcie będzie można wykorzystać opuszczaną sztyce więc pod względem technicznym zapowiadało się jak najlepiej.
ETAP 1
Start wspólny na którym spotykamy sporo znajomych. Pierwszy kilometr asfalt pod górę i zaraz glina i błoto. Okazuje się że super opony i tak nie dają radę bo wszystko się zaraz i tak zalepia, po pierwszym zjeździe napęd tak zaklejony błotem że łańcuch z korby spada i klinuje się między ramą. Trochę zabawy w błotku ale udaje się wyciągnąć, niestety do mety tak regularnie co 10 km spada i trzeba czyścić i wyciągać. Obsługa na bufetach przemiła – dziewczyny rzuciły się do pomocy w czyszczeniu roweru z błota 🙂 Jest ciężko ale prawie wszystko się daje jechać. Na 35 km na podjazdach zaczynają łapać skurcze, ale jakoś się udało to opanować. Na ostatnich 10 km udało mi się jeszcze nadrobić straty i parę osób powyprzedzać.
ETAP 2
W nocy padało, ale dzień za to cieplejszy. Zmęczenie po poprzednim dniu trochę czuć w nogach, a to jest najtrudniejszy i najdłuższy etap ponad 72 km i 2400 m przewyższeń. Początek spokojnie jadę z Łukaszem a trasa wygląda o wiele lepiej niż na 1 etapie. Do 27 km jedziemy razem potem zaczął się stromy podjazd i zmęczenie nie pozwoliło go już podjechać. Dalej też przyjemne zjazdy prawie bez błota. Do 40 km trasy mam czas ok 3h i wygląda że wszystko będzie łatwiejsze niż w poprzednim dniu. Niestety dalej było już znacznie ciężej. Podjazdy tak strome że trzeba pchać rower, mnóstwo błota i gliny drogami przez las którymi przejeżdżały tylko wielkie ciągniki z łańcuchami na kołach i koleiny półmetrowe w glinie. Zjazdy też czasami po takich kamieniach że nie da się odpocząć, albo w glinie i błocie że w dół że trzeba pchać rower. Na szczęście po 7h51min udaje się dojechać do mety (i to bez skurczy) na 9 min przed planowanym zamknięciem mety ( później limit i tak przesunięto o 30min bo bardzo dużo osób jeszcze walczyło na trasie )
ETAP 3
Na starcie informacja że trasa skrócona bo w nocy znowu lało i część trasy nieprzejezdna. Początek trasy pokrywa się w większości z tym z etapu 2, jednak z powodu zmęczenia jedzie się już znacznie ciężej. Na jednym z przejazdów przez rzeczkę widzę leżącego zawodnika ( sąsiad z domku obok ) wiedząc że zaraz jest Asia robiąca zdjęcia wysyłam ją z pomocą do niego ( niestety złamał kość udową ). Na 28 km zobaczyłem Kamila który walczył z dziurą w dętce, trochę niestety się nam zeszło z tym czasu bo 2 dętki poszły, a wymiana w zabłoconym rowerze nie jest najprostsza. Dalej jedziemy razem już bardzo rekreacyjnie i ostrożnie aby dojechać do mety w wyznaczonym limicie ( wiedząc że nie mamy już zapasowych dętek ). Trasa trochę łatwiejsza niż w dniu poprzednim, jednak pod koniec była taka glina że nie było mowy o jeździe. Podczas pchania rowery się tak zaklejały że koła się nie toczyły. Rower trzeba było nieść, a cały w glinie ważył jeszcze z 10kg więcej. Glina była tak klejąca i wciągająca że zerwała mi połowę podeszwy z buta 🙂 Na metę udało nam się wjechać bez problemów w limicie i mimo tych trudności z wymianami dętek nie byliśmy ostatni.
Jako duet zajęliśmy 15 miejsce ze wszystkich 23 startujących.

KRZYSZTOF SKWARK: Wrażenia mieszane. Z jednej strony satysfakcja z prawie satysfakcjonującego wyniku z drugiej, patrząc na to jak została poprowadzona trasa oraz warunki na trasie(na to akurat nikt nie miał wpływu) pojawia się grymas niezadowolenia.
Każdy etap zaczynał się obiecująco żeby zakończyć się odcinkami nieprzejezdnymi wymuszającymi niesienie lub pchanie roweru. Co z tego, że moc była jeśli nie można z niej skorzystać, bo także sprzęt po otrzymaniu odpowiedniej dawki błota nie dawał rady. Dzięki specyficznej konstrukcji ramy zapychał się mój sprzęt o wiele szybciej niż innych.
Obeszło się bez większych uszerbków na zdrowiu, to także się liczy.

fot. Wiktor Bubniak www.WiktorBubniak.pl / www.wolfrace.mosir.dukla.pl

Zapisz


Opublikowano

w

przez

Tagi: