Rafał Szulc:
Trasa najciekawsza ze wszystkich na Mazowszu. Najlepsze były wąwozy, które dostarczają niezłej frajdy przy szybkich zjazdach. Ja jak to często bywa zaliczyłem OTB na szczęście nic mi się nie stało. Jedyna strata to zgubiona pompka, która chyba nie wytrzymała ciśnienia podczas upadku i uciekła. Ja nawet nie zastanawiałem się czy czegoś nie zgubiłem, chwila wahania, czy jestem cały i z powrotem na rower. Na koniec przy wjeździe na skarpę oczywiście kapeć i dalszą drogę pokonałem na feldze – ciekawe doświadczenie zawsze zastanawiałem się czy tak można – i okazało, że jak najbardziej.
Jacek Pisarek:
Ciekawa, wymagająca, urozmaicona trasa, cieszę się, że pojechałem maxa, bo mogłem się sprawdzić na kilku dodatkowych zjazdach i podjazdach. W porównaniu do zeszłego roku, wystartowałem powolutku za swoim sektorem, pojechałem trochę bardziej asekuracyjnie na zjazdach, trochę więcej razy wypinałem się na podjazdach, więc i czas miałem o 2-3 minuty gorszy. Złapałem kapcia na rynience pod skarpą (jak wielu), ale powietrze z dętki zeszło dopiero, jak rower jechał na dachu do Warszawy. Dodatkowa trudność na trasie: po wjazdach do gęstego, ciemnego lasu z osłonecznionych pól po prostu nic nie widziałem, a że czasami były to od razu zjazdy wąwozami, więc nie czułem się zbyt pewnie. Też tak mieliście? Ogólnie jechałem na szarym końcu, więc od rozjazdu mini/max jechałem praktycznie sam, czasami się mijając z białogłowami, które wyprzedzałem na twardym płaskim, a które mnie wyprzedzały na zjazdach i na singlach, czasami mijałem się ze Zbyszkem walczącym z flakiem 🙂 Tzn. ja mijałem go jak on stał, a on mnie mijał później w takim tempie, jakbym ja stał 😀 Przed metą na skarpie dopingowała mnie okrzykami „Polonia Warszawa!” sympatyczna fotografka – Małgosia z CrazyRacingTeam, znana też pod pseudonimem „Halo! Mogłabyś nie wchodzić mi w kadr?” 😀 Maraton bardzo udany, czas słabiutki, ale przynajmniej żadnej gleby nie miałem :D, pogoda IDEALNA.
Joanna Pachowska:
Kontuzja nadgarstka skreśliła mnie ze startów oraz jazdy na rowerze do końca 2013 roku więc musiałam znaleźć sobie nowe zajęcie – postanowiłam zająć się fotografią. Pojechałam do Płocka tym razem nie z rowerem a z Pentaxem. Na miejscu zastałam bardzo malowniczy, płocki rynek w którego środku było wkomponowane miasteczko PB. Wyjęłam aparat z torby i nacisnęłam przycisk… PSTRYK!…. i tak zaczęła się moja nowa przygoda jako „fotograf” (celowo napisałam w cudzysłowie bo generalnie nie czuję się w tej roli zbyt pewnie jeszcze).
Na początku ustawiłam się tuż za linią startu i uwieczniłam start wszystkich sektorów. Następnie zarejestrowałam start najmłodszych, a potem przemieściłam się w kierunku słynnych schodów na skarpie licząc na ciche, wygodne miejsce z małą ilością ludzi. Gdy dotarłam do skarpy ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu okazało się że jest tam tłum kibiców – paparazzich. No dobra – pomyślałam – nikt nie mówił że będzie łatwo. Wspięłam się na skarpę i zajęłam miejsce. Po godzinie, na horyzoncie pojawił się pierwszy kolarz. Tłum natychmiast obudził się z piknikowego letargu i zerwał się na równe nogi wydobywając zewsząd sprzęt w postaci: aparatów dużych i małych oraz telefonów – i rozpoczęła się walka o najlepszą przestrzeń do fotografowania. Pojawiły się teksty:„Możesz się troszkę przesunąć?” albo:” Możesz mi nie wchodzić w kadr?” W tym miejscu chciałabym przeprosić wszystkich którym niechcący zepsułam zdjęcie moim niezdarnym przemieszczaniem się w poszukiwaniu dobrego ujęcia. Nie mam jeszcze wypracowanej najlepszej pozycji do „focenia”. Ale wróćmy do kolarza. – który mozolnie podjeżdżał po skarpie w kierunku schodów. Podekscytowanie tłumu sięgnęło zenitu. Wszyscy (łącznie ze mną) gorąco go dopingowali i fotografowali. Pojawiały się okrzyki „ Już nie daleko!”, „ Jesteś pierwszy!”, „ Zaraz meta!”. Kolarz zatrzymał się przy schodach spojrzał na rozentuzjazmowaną hałastrę i ze spokojem odparł: „ Ludzie! Ja nie startuję w maratonie… tak sobie tędy przejechałem.” Emocje opadły. Wszyscy usiedli z powrotem na trawie i znów rozpoczęło się wypatrywanie kolarzy. Po 20 minutach w końcu pojawili się. Sytuacja się powtórzyła – „focenie” i dopingowanie rozpoczęło się na dobre i trwało tak przez kilka godzin.
Muszę przyznać że fotografowanie jest równie wyczerpujące co jeżdżenie na rowerze. Tak się rozpędziłam że „natrzaskałam” ponad 1000 zdjęć. Współczuje ekipie z fotolinks.pl w opisywaniu tego wszystkiego. Mam nadzieję że kolejne zdjęcia będą lepsze, a te które zrobiłam do tej pory podobały się.
Linki do galerii zdjęć : Galeria 1 , Galeria 2
fot. Joanna Pachowska
Komentarze
3 odpowiedzi na „Wypowiedzi po Płocku”
Joasia,
zdjęć jeszcze nie oglądalem, ale niewątpliwie nie można Ci odmówić talentu do pisania – niby parę slów, a jest i atmosfera, i emocje…
czytając mialem wrażenie, że niepostrzeżenie przenioslem się do Plocka w dniu zawodów
jeśli zdjęcia są równie sugestywne, to Zbyszek musi mieć się na baczności 😉
Tymczasem pozdrawiam i życzę udanych kadrów!
Dziękuję Scorpio za motywowanie mnie do dalszego pisania i fotografowania, i również pozdrawiam 🙂
😉