Na Wieliszewski Crossing – Jesień który odbył się w niedzielę 20.09.2015 wybraliśmy się w siedmioosobowym składzie. Nasz zespół reprezentowali Joanna i Andrzej Pachowscy, Kamil Koc, Małgorzata Osiadacz, Jerzy Odolczyk, Katarzyna i Mariusz Wojciechowscy. Do pokonania były 2 okrążenia liczące łącznie około 17 km. Start rozpoczął się o godz. 10:45. Trasa była wymagająca technicznie: było sporo singli i hopek wśród drzew. Po wyścigu rowerowym dwójka naszych zawodników: Jerzy Odolczyk i Katarzyna Wojciechowska zdecydowali się jeszcze wziąć udział w biegu.
Dla Joanny, Andrzeja i Kamila był to pierwszy z dwóch startów tego dnia, bo o 12:30 wystartowali jeszcze w cyklu Poland Bike Marathon.
Nasi zawodnicy osiągnęli bardzo dobre wyniki indywidualne. Małgorzata Osiadacz zajęła 6 miejsce Open wśród Kobiet i 5 w kategorii K3, Joanna Pachowska: 8 miejsce Open i 6 w K3. Wśród panów najszybsi byli Kamil Koc który zajął 25 miejsce Open i 6 w kategorii M2 oraz Andrzej Pachowski który zajął 27 miejsce w Open i 8 w M3. Jerzy Odolczyk znalazł się tuż za podium w swojej kategorii wiekowej – zajął 4 miejsce.
Wieliszewski Crossing był ostatnim z 4 wyścigów w tym sezonie, w których nasz zespół w klasyfikacji generalnej zajął II miejsce. Po wyścigu w hali sportowej odbyła się dekoracja – gdzie zostaliśmy nagrodzeni. Na podium reprezentowali nas: Małgorzata Osiadacz oraz Katarzyna i Mariusz Wojciechowscy.
W klasyfikacji generalnej jako jedyni wszystkie 4 etapy cyklu przejechali Joanna i Andrzej Pachowscy. Wśród kobiet w klasyfikacji generalnej Joanna Pachowska zajęła 7 miejsce, Małgorzata Osiadacz 18 miejsce, a Agnieszka Donimirska 19 miejsce (obie po przejechaniu 2 etapów). W klasyfikacji generalnej mężczyzn najwyżej uplasował się Krzysztof Skwark zajmując 9 miejsce w Open, a na drugim miejscu Andrzej Pachowski na 30 miejscu w kategorii Open.
Poniżej prezentujemy relacje naszych zawodników.
MAŁGORZATA OSIADACZ: Na Wieliszewski Crossing – edycję Jesień 2015 pojechałam z Jurkiem. Dzięki niemu trafiliśmy szybko i bezpiecznie na miejsce. Jest wspaniałym towarzyszem podróży a rozmowy w trakcie jazdy sprawiły, ze nim się spostrzegłam byliśmy już na miejscu Do startu zostało nam 45 minut, pomimo ambitnego planu objechania trasy, okazało się że czasu starczyło na szybka rozgrzewkę i ustawienie się na start. Jako pierwszych wystartowało 10 najlepszych mężczyzn oraz 10 najlepszych kobiet. Liczyły się punkty ze wszystkich wcześniejszych edycji. Ponieważ startowałam wcześniej tylko w jednej, spokojnie ustawiłam się i czekałam na swoją kolej. Zawodnicy puszczani byli co 10 sekund. Trasa okazała się bardzo fajna, ponieważ w głównej mierze prowadziła przez las. Asfalt stanowił wyłącznie drogę do niego prowadzącą Trasa była bardzo urozmaicona w delikatne podjazdy, zjazdy, proste i proste z hopkami, na których trochę mogło wytrząsnąć. Należało przejechać 2 pętle po 7,5 km. Pierwsze okrążenie szło mi dość spokojnie, a to ze względu na przeziębienie i nastawienie, że najważniejsze to przeżyć te zawody. Na drugim już znacznie lepiej się rozgrzałam, obudził się we mnie duch rywalizacji i dałam z siebie wszystko Ale zawody składały się z 2 pętli, a nie jednej. W każdym razie jestem z siebie dumna, że wystartowałam pomimo licznych trudności zdrowotnych Zabawa była wspaniała, a teren idealny. I o to chodzi!
Po jeździe rowerowej wystartował Jurek w biegu na 8 km. Pogoda zaczęła się zmieniać i piękne słońce przykryły szare chmury. Na całe szczęście biegacze dobiegli w warunkach bezdeszczowych, a Jurek jest dla mnie totalnym faworytem jako, że po 16 km trasie rowerowej miał siłę jeszcze biec!
Na końcu czekaliśmy jako drużyna na odebranie naszego wywalczonego 2 miejsca. Cała inauguracja odbyła się w wieliszewskiej hali sportowej. Wszyscy zostali nagrodzeni za udział medalem, a niektórzy nawet wylosowali drobne podarunki.
Wyjazd wyszedł mi tylko na zdrowie!
ANDRZEJ PACHOWSKI: Start w Wieliszewie był pierwszym który miałem zaplanowany na ten dzień. Plan był bardzo ambitny, wystartować jako jeden z pierwszych aby szybko dojechać na metę, żeby zdążyć na zawody do Konstancina-Jeziornej. Byliśmy wcześnie rano, więc zdążyliśmy na spokojnie objechać całą pętle. Okazało się że trasa jest dosyć trudna technicznie, interwałowa i wymagająca, więc ciężko będzie ją szybko przejechać. Na szczęście udało się wystartować jako jednym z pierwszych. Pierwszą pętlę jechało się bardzo przyjemnie i szybko, bo nie było wielu zawodników przede mną, których bym musiał wyprzedzać. Na drugiej już był większy ruch co na niektórych wąskich fragmentach trasy trochę przeszkadzało osiągnąć dobrą prędkość. Spieszyłem się bardzo żeby jeszcze zdążyć na drugie zawody. Jak się później okazało po sprawdzeniu wyników start w tych zawodach był najlepszym ze wszystkich moich dotychczasowych w cyklu w Wieliszewskim Crossingu.
JOANNA PACHOWSKA: Na Wieliszewski Crossing jechałam bardzo zestresowana ,bo w planach miałam jeszcze start tego samego dnia w cyklu Poland Bike Marathon w Konstancinie Jeziornie razem z Andrzejem i Kamilem. Na miejsce dotarliśmy dość wcześnie, po odebraniu numerów startowych zdecydowaliśmy się na objazd trasy, która nie okazała się zbyt łatwa. Wiodła wśród drzew, miejscami było bardzo wąsko – pętla wynosiła około 8,5 km – a do pokonania były 2 okrążenia w sumie 17 km. Tuż przed startem okazało się że w pierwszej kolejności będą puszczani liderzy klasyfikacji generalnej – 10 mężczyzn i 10 kobiet. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się że jestem 7 więc wystartowałam jako 17. Od samego początku narzuciłam sobie bardzo mocne tempo i zastanawiałam się czy Andrzejowi i Kamilowi uda się dość szybko wystartować. Na szczęście udało im się! Kamil dogonił mnie już w lesie, a chwilę później Andrzej. Nie mogłam pozwolić na to żeby na mnie czekali więc cisnęłam ile mogłam. W amoku na drugim okrążeniu nadziałam się na gałąź. Drugie okrążenie szło mi już wolniej. Trochę mną wytrzęsło w lesie bo trasa przebiegała prostopadle do bruzd w lesie. Muszę jeszcze wspomnieć że pogoda dopisywała: było ciepło i słonecznie. Na metę wpadłam zestresowana że jestem ostatnia z naszej trójki i od razu zaczęłam krzyczeć żeby ktoś mi odciął numer startowy bo ja już muszę jechać na następny maraton który jest zlokalizowany 50 km od Wieliszewa. Wszystko przebiegło bardzo sprawnie. Chłopaki zdążyli jeszcze wziąć trochę jedzenia na drogę. Rowery wrzuciliśmy do Volkswagena Transportera Kamila. A ja odpaliłam nawigację w telefonie i z przerażeniem zobaczyłam że dojedziemy na godzinę 13:00.
KAMIL KOC: Wieliszewski crossing edycja jesienna dużo bardziej podobała mi się niż edycja letnia(mój pierwszy start ).Dzięki temu, że przyjechaliśmy wcześniej był czas na objazd trasy która wcale nie była taka szybka i prosta jak zakładaliśmy w drodze. Pętla zaczynała się na boisku piłkarskim, dalej wiodła przez miasteczko ok 2km, po wjeździe do lasu 90% trasy to single dużo wąskich bramek między drzewami gdzie trzeba było zwolnić, kilka małych wzniesień i krótkich zjazdów, trasa bardzo pokręcona. finisz na boisku przejazd przez metę, szybkie pakowanie do samochodu i wyścig z czasem-pokonać trasę do Konstancina w 40min, a nawigacja zakładała 60min 😉
MARIUSZ WOJCIECHOWSKI: Wieliszewski Crossing jesień 2015 to był ostatni start w tym sezonie. Potraktowałem jak większość startów w tym roku, czyli jazda dla czystej przyjemności ze ścigania się, nie oszczędzając przy tym niewytrenowanego organizmu. Kilka osób wyprzedziłem, kilkanaście wyprzedziło mnie, ot tegoroczny poziom – brak szans na podjęcie jakiejkolwiek rywalizacji z najlepszymi, ale najgorszy też nie jestem, ot trochę poniżej przyzwoitej średniej. Trasa urozmaicona, średnio wymagająca technicznie, lekko interwałowa oraz rundy, czyli to co lubię najbardziej. Oznakowanie na trasie i zabezpieczenie trasy zawodów ok, do poprawki przepływ informacji w samym miasteczku – trochę sprzecznych info uzyskiwałem ale wszyscy byli bardzo mili i zaangażowani w to co robią a ja jestem cierpliwą osobą więc w sumie wszystko wyszło na plus. Teraz około pół roku przerwy ze sportem jakimkolwiek, powrócę późną wiosną 2016 i zrobię wiele aby dołączyć poziomem do czołówki naszej ekipy, bardzo dobrej ekipy! Najwyższa pora aby duży facet na dobrym rowerze zaczął kręcić na miarę swoich możliwości.
KATARZYNA WOJCIECHOWSKA: Na zawody w Wieliszewie trzeba było wstać bardzo wcześnie i wyjść z domu o 07:30 czyli wcześniej niż do szkoły. Na stację przyjechał piętrowy pociąg, niestety ja nim nie jechałam tylko zwykłą skm-ką. W pociągu ucięłam sobie krótką drzemkę a jak się obudziłam, już byliśmy w Wieliszewie. Wyścig był bardzo łatwy bo tylko dwa okrążenia wokół boiska czyli około 800 metrów. Był duży tłok po starcie. Po raz pierwszy biegłam, też 800 metrów. Podczas biegu złapała mnie kolka i nie mogłam biec jak chciałam. Potem popsuła się słoneczna pogoda przez co dekoracja odbyła się na hali a potem trzeba było wracać w deszczu.
JERZY ODOLCZYK: Dzień przed zawodami nie mogłem się zdecydować gdzie wystartować Konstancin czy Wieliszew? Zupełnie tak jak ta żaba, która nie wiedziała do której grupy zwierząt przejšć: mądrych czy pięknych? Ja tak jak ona też się nie rozdwoję! Ale Wieliszew przeważył z kilku powodów: trasa rowerowa miała nie wykańczające 61km, a całkiem odwrotnie lajtowe 16km. Biorąc udział w biegu na 8km mogłem w końcu zaimponować nie biegającej kolarskiej braci a w szczególności płci przeciwnej. Nie wspomnę już o tym że udział w zawodach był całkiem za fri. Ale przemiłe towarzystwo Uroczej Blondynki w drodze do i z Wieliszewa było najważniejszym argumentem.
Wystartowałem 10sek za gościem którego usiłowałem dogonić, lecz szybko się oddalał na długiej początkowej asfaltowej prostej. Pewnie dlatego, że tam gdzie ja jechałem był wiatr prosto w twarz, a on miał w plecy! Wyjechałem w las i przestraszyłem się, że zabłądzę bo trasa kręta, ja sam a oczy już nie te… Zupełnie niepotrzebnie, bo co chwilę wyprzedzali mnie zawodnicy z krzykiem „lewa” lub dla odmiany „prawa” i wystarczyło trzymać się chmury kurzu jaki po nich pozostał. W ten sposób bezpiecznie trafiłem na metę nie licząc jednej gleby na piaszczystym zakręcie dokładnie w momencie, gdy nie mogłem się nadziwić, czemu w tym miejscu powieszono znak „!!!”
Czas przejazdu dwóch okrążeń powiedział mi że muszę dwa razy więcej trenować i mieć dwa razy lżejszy rower żeby nie przegrywać z dziewczynami…
Ledwie trochę doszedłem do siebie już musiałem rozpocząć swą koronną dyscyplinę- bieganie. Ledwo żywy roztropnie truchtałem na końcu rozciągniętego sznura biegaczy i dzięki tej roztropności dotuptałem w końcu do mety.
A tam nikogo bo cała impreza wręczania nagród przeniosła się pod dach. I Polonię godnie i pięknie reprezentowali niewątpliwie zdrowi, młodzi i urodziwi nasi przedstawiciele Kasia, Marjusz oraz Małgosia odbierając nagrodę za drugie miejsce drużynowe open! 🙂
fot. Krzysztof Aniołkowski