Do Góry Kalwarii wybraliśmy się licznym, ale nie najmocniejszym składem gdyż część naszych zawodników była w tym czasie we Włoszech i uczestniczyła w Sellaronda Hero 2015 (Mistrzostwa Świata w maratonach MTB).
Tego dnia odbył się też debiut 2 nowych zawodników: Krzysztofa Kozińskiego(dystans MAX) i Anny Szyszki (dystans MINI) którzy dobrze sobie poradzili z tą wymagającą trasą. Trasa maratonu była dość trudna ze względu na nawierzchnię. Było sporo piachu który jednocześnie pylił się i utrudniał widoczność. Ponadto zjazd po potłuczonej cegle i gruzie na którym nasz zawodnik Maciek Chmielewski miał bardzo niebezpieczny wypadek. Na szczęście bardzo dobry kask uratował mu życie. Bardzo poobijamy wrócił do miasteczka i nie ukończył rywalizacji.
Natomiast Robert Francuzik zaliczył wywrotkę i scentrował przednie koło.
Świetną jazdą popisał się nasz najszybszy zawodnik Krzysztof Skwark który jest liderem klasyfikacji generalnej cyklu Poland Bike na dystansie MAX. Rafał Szulc i Andrzej Pachowski również dali z siebie wszystko na dystansie MAX.
Na dystansie MINI reprezentowali nas: Małgorzata Osiadacz (która zajęło 6 miejsce w swojej kategorii), Agnieszka Donimirska, Mariusz Wojciechowski, Marcin Tryc i Robert Francuzik.
Na dystansie FAN dzielnie poczynała sobie Katarzyna Wojciechowska.
A w MINICROSS Klara Szulc osiągnęła świetny wynik i zajęła 3 miejsce!
Poniżej prezentujemy relacje naszych zawodników:
KATARZYNA WOJCIECHOWSKA: Na zawody do Góry Kalwarii przyjechałam pociągiem z tatą.
Na początku był zajazd z górki po kocich łbach bałam się że spadnę ale dałam rade.
Na pierwszym kilometrze przewróciłam się bo dwie osoby podjechały za blisko i mnie ścisnęły ale szybko się pozbierałam.
Podobało mi się na trasie to że była na płaskim terenie, po polach i w lesie, było gorąco ale dałem radę.
Po maratonie zjadłam kolarski makaron i odpoczywałam, była bardzo fajna trasa i myślę o niej cały czas.
MARIUSZ WOJCIECHOWSKI: Drugi start w tym sezonie poprzedziła bolesna kontuzja, którą złapałem podczas jazdy jako opiekun w FAN, przez co miałem trzy postoje na MINI. Szkoda, bo trasa była taka jak lubię czyli
szeroka, płaska, wytrzymałościowa i łatwa technicznie. Nie udało się awansować do wyższego sektora o co powalczę na kolejnych zawodach. Super opona Race King 2.2 29-er sprawiła, że przejechałem
wszystkie piaski z prędkością o jakiej wcześniej mogłem pomarzyć i tylko to siodełko…3/4 trasy jechałem na stojąco bo siodło masakrowało mi siedzenie i już zostało zdjęte z roweru.
Dziękuję Panu Tadeuszowi z serwisu Olsh, za naprawę manetki przedniej przerzutki, dzięki czemu zdobyłem podjazd przed metą. Po raz pierwszy mnie odcięło, 30 km i pyk, nie mam siły się ścigać,
udało się wykrzesać resztki na końcowym podjeździe. Fajne górki-hopki kilka km. przed metą 🙂
RAFAŁ SZULC: Było ciężko, pierwszy raz start z trzeciego sektora. Starałem się utrzymać w grupie, ale piach na początkowych kilometrach mnie zabił . Cały dystans to walka ze sobą od czasu do czasu łapałem się do jakiegoś pociągu żeby trochę nadgonić. Niestety zwykle na niezbyt długo. Ale jestem zadowolony ujechałem się co niemiara, pogoda był świetna trasa niczego sobie może nie jakoś specjalnie trudna ale męcząca szczególnie właśnie przez piach i wertepy.
KRZYSZTOF SKWARK: Trasa typowa dla PB, szybka, ale też z niespodziankami, jak choćby zjazdy w trawie z hopkami i dołkami- wymagały skupienia i odpowiedniej prędkości. Niezbyt udany początek spowodował, że przez większą część trasy nie miałem możliwości współpracy z innymi startującymi, wszyscy chcieli jechać na kole, pozbawiony alternatywy przez większość dystansu jechałem na 100% możliwości, obierając taktykę przeskakiwania z grupki do grupki przerywanego krótkimi odpoczynkami na kole zawodników, których za chwilę wyprzedzałem. Efekt: ostatni podjazd pokonał mnie, mentalnie. Taktyka okazała się skuteczna, obroniłem pozycję lidera w kategorii i zdobyłem w open(będąc świadom, że zawdzięczam to tylko mniejszej ilości startów czołówki).
MAŁGORZATA OSIADACZ: Maraton w Górze Kalwarii zaskoczył mnie piękną pogodą oraz urozmaiconą trasą po lasach, polach i …asfalcie 😀 Największą frajdę sprawiło mi pokonanie kanałku, w którym do połowy ud można było się ochłodzić oraz ostatni podjazd, gdzie czując ciężkie nogi trzeba było pokonać ostatnie 150 metrów po kocich łbach. Nie uniknęłam połknięcia tony kurzu, zmęczenia ale zabawa była niesamowita! Wniosek: 7 cm mostek zdecydowanie daje mi większy komfort jazdy niż 10 cm, a żel na trasie powoduje brak odcięcia na końcowych kilometrach 🙂
JOANNA PACHOWSKA: Niestety tym razem musiałam przymusowo zrezygnować ze startu, bo mnie jakaś zaraza dopadła i miałam trudności z oddychaniem. Jednak już mnie roznosiło i chciałam spędzić aktywnie dzień, więc wzięłam ze sobą aparat fotograficzny. Na miejscu spotkałam Zbyszka Świderskiego który zabrał mnie na trasę i mogłam zobaczyć jak wygląda praca fotografa podczas maratonu. Muszę przyznać że to ciężka praca i trzeba się szybko przemieszczać bo peleton naprawdę szybko jedzie. Dużym utrudnieniem w robieniu zdjęć był pył, zwłaszcza na zjeździe z potłuczonych cegieł gdzie przy okazji zobaczyłam jak 3 zawodników złapało tam gumę, Podsumowując było fajnie i udało mi się osiągnąć foto-życiówkę: 1154 zdjęcia!!!
fot. Zbigniew Świderski