Trzecia runda Lotto Poland Bike odbyła się w sobotę drugiego maja w Legionowie, na jednej już z kultowych tras naszego ulubionego cyklu.
Reprezentanci PWMTB odpuścili majówkowe lenistwo i tłumnie stawili się na starcie zawodów, bijąc chyba nasz dotychczasowy rekord, bo tym razem wystartowało aż dwudziestu naszych zawodników.
Trasa w Legionowie już tradycyjnie należy do jednej z bardziej wymagających na Mazowszu. Jest mocno zróżnicowana, ma interwałowy charakter, zapewnia wiele frajdy z jazdy, ale nie ma na niej miejsca ani na chwilę odpoczynku. Rywalizacja rozegrała się na trzech dystansach: max 59 km, mini 29 km oraz fan 7 km. Najmłodsi ścigali się na dystansie cros.
Zawody ponownie okazały się bardzo udane dla PWMTB. W klasyfikacji team’ów zajęliśmy siódme miejsce. Punkty dla drużyny zdobyli: Marta Szałaj, Cezary Koszalski, Piotr Rek i Marcin Wyrzykowski.
Wśród kobiet najlepiej na dystansie max poradziła sobie Marta Szałaj zajmując czwarte miejsce w kategorii i szóste w generalce, a wśród mężczyzn Cezary Koszalski – 9 w kategorii. Z dystansem max zmierzyło się dwunastu naszych zawodników, a wśród nich powracający do startów w tym roku Maciej Chmielewski oraz Sławek Wójcik. Debiut na dystansie max zaliczyła Jolanta Miłko, która w tym roku skupia się głównie na startach w trathlonie.
Na dystansie mini wśród mężczyzn najlepiej pojechał Paweł Adamus. Był osiemnasty w kategorii. To był jego pierwszy start w PB w tym roku. Najlepiej wśród kobiet spisała się Małgorzata Osiadacz, zaliczająca pierwszy start w tym roku. W kategorii była siódma, trzy miejsca przed Joanna Pachowską.
Na dystansie mini pojechał tez powracający po kontuzji Paweł Puchalski.
Filip Szulc na dystansie fan był szesnasty w kategorii. Wśród najmłodszych dzielnie walczyły Klara Szulc i Małgosia Gonstal.
Po trzech rundach w klasyfikacji zespołowej Polonia Warszawa MTB zajmuje piąte miejsce.
PAWEŁ ADAMUS: – Legionowo to zazwyczaj jeden z pierwszych startów w roku, na podstawie którego oceniam stan zimowo-wiosennych przygotowań do sezonu. Po rozmaitych perypetiach zdrowotnych w końcu udało mi się zaliczyć występ na 100% moich obecnych możliwości, mimo iż los próbował popsuć dobry dzień. Najpierw okazało się że nie zabrałem ze sobą kasku, w związku z tym byłem zmuszony w ekspresowym tempie przemieścić się na Muranów i z powrotem, zajmując miejsce w sektorze parę minut przed startem. Później złapałem gumę, ale szczęśliwie stało się to w najlepszym momencie – gdy w zasięgu wzroku pojawiła się meta. Test formy wypadł dobrze. Trasę Mini, prawie identyczną jak zeszłoroczna, pokonałem o pięć i pół minuty szybciej, zaliczając rating jak w szczycie ubiegłego sezonu. Chyba czas na Maxa, prawda?
JOLANTA MIŁKO: – Ponieważ w tym sezonie przygotowuję się do startów w triathlonie, postanowiłam potraktować Legionowo treningowo i miło spędzić parę godzin na rowerze. Dystans MAX wydał mi się do tego całkiem odpowiedni… Bardzo odważna decyzja Siły nie brakowało , ale brak doświadczenia i umiejętności na taką trasę, sprawił że przejażdżka zamieniła się w twardą walkę o przetrwanie. Samotna jazda i niedziałający licznik nie ułatwiły zadania. Trasa Maxa była naprawdę bardzo ciężka i wymagająca i tym bardziej jestem zadowolona że bez większych przygód dotarłam na metę. Satysfakcja ogromna Jeżeli tylko czas pozwoli będę chciała znowu sprawdzić się na tym dystansie. No i brawa dla całej drużyny za wspaniałe wyniki!
PIOTR GONSTAL: – Bardzo dobrze wspominam Legionowo z zeszłego roku, więc w tym roku nie mogło zabraknąć mnie na starcie. Rok temu był to mój pierwszy start w PB i jechałem z ostatniego sektora. W tym roku udało mi się wypracować już 4 sektor i radość z jazdy była znacznie większa. Na starcie miłe zaskoczenie – brak standardowego odcięcia po ok 10 minutach jazdy zaowocował tym, że przed pierwszym singlem Sławek Wójcik i Maciek Chmielewski, którzy startowali ze mną z sektora zostali gdzieś za mną. Jechało mi się wręcz świetnie i czułem moc. Niepostrzeżenie dotarłem do Nieporętu i tu miałem pierwszy kryzys, na szczęście szybko minął i kontynuowałem wyścig w swoim tempie. W głowie miałem bardzo silny motywator – ucieczka przed kolegą z 5 sektora, który w tym roku debiutuje w MTB a jest naprawdę mocny szybkościowo i siłowo. Ostatnie 12 km czułem już trudy jazdy i tempo sukcesywnie spadało, najgorszym momentem były schody na stacji kolejowej po których czułem że uda mam na granicy skurczu (rok temu tutaj zakończyłem jazdę a zacząłem pełzanie do mety – też z tego samego powodu). Co by nie mówić, trasa genialna jak na tak bliskie okolice Warszawy, zdecydowanie lepsza niż wersja Mazovii. Czas z zeszłego roku poprawiony o ponad 5 minut, 119 miejsce w OPEN, utrzymany 4 sektor i kolejne potwierdzenie, że jestem w wysokiej formie. Dodatkowo swój oficjalny debiut w PB miała moja córka Małgosia. Wystartowała w wyścigu Mini Cross w kat 2-4 lata. Był to jej drugi start (poprzedni w Mazovii Józefów) i tu chyba trema i zamieszanie z rodzicami biegnącymi za dziećmi zrobiły swoje. Małgosia zamiast pędzić do mety swoim normalnym tempem jakie ma poza zawodami to wydawała się lekko zagubiona i chyba oszołomiona tłumem. Ostatecznie zajęła 7 miejsce. Niemniej jednak była bardzo zadowolona ze swojego startu i na pewno będą kolejne.
PAWEŁ PUCHALSKI: – To był mój pierwszy start po prawie rocznej przerwie spowodowanej kontuzją. Chciałem tylko zobaczyć czy uda mi się dojechać do mety MINI. Udało się i chciałbym powoli odzyskać formę i wystartować jeszcze w paru eliminacjach. To co mnie najbardziej cieszy to niesamowity postęp u większości Polonistów. Miło popatrzeć jak walczycie na czele stawki na wszystkich dystansach.
RAFAŁ SZULC: – Czas było się sprawdzić na dłuższym dystansie. Tutaj zawsze mi się jechało ciężko, dlatego byłem pełny obaw przed startem. Co się okazało później zupełnie niepotrzebnie. Wszystko przebiegło jak trzeba. Pierwsze to pogoda, która mile zaskoczyła pięknym słońcem, drugie to trasa, super single, techniczne podjazdy i zjazdy to to co lubię najbardziej, trzecie to forma, która mam wrażenie, że powoli ale rośnie. W wynikach też lepiej, poprawiłem ten z poprzedniego roku, utrzymałem się w sektorze i przez cały czas jazdy czułem, że mam siłę jechać. Co do samej jazdy to przydałaby się większa współpraca z grupami z którymi jechałem. Zwykle byłem jako prowadzący peleton, ale niestety chętnych do zmian za często nie było i siłą rzeczy nie jechaliśmy w takim tempie, jak można byłoby jechać gdyby ktoś dawał zmiany.
Podsumowując plan wykonany przejechałem Maxa poniżej 3 godzin, sektor utrzymałem i miałem pełną satysfakcję z jazdy i jeszcze sił starczyło na wieczorną imprezę.
MARCIN WYRZYKOWSKI: – Śmiało można powiedzieć, że Legionowo to już jeden z klasyków cyklu Poland Bike. Jak co roku, ta bardzo zróżnicowana trasa dała mocno w kość. W tegorocznym sezonie to był mój pierwszy start z trzeciego sektora i już od samego startu to była twarda walka, 57 kilometrów bez odpuszczania. Na początku próbowałem utrzymać się w grupie z kolegami z zespołu, jednak zostałem zablokowany na singlach przez wolniejszych zawodników i później ciężko mi było zniwelować poniesioną stratę. Sporą ilość kilometrów przejechałem znów sam, przez co nie było okazji na złapanie oddechu. W okolicach 30 kilometra dogoniłem Piotrka, który borykał się z problemami technicznymi. Dalej pognaliśmy już razem, a ja zdołałem odzyskać trochę sił i ponownie mocniej przycisnąć. Jedynie ostatnie pięć kilometrów to była już jazda bez prądu, a bardziej siłą woli. Na mecie okazało się, że zdobyty wynik jest całkiem przyzwoity i znów udało się zdobyć punkty dla zespołu, co jest zachęcające przed kolejnymi startami.
fot. Joanna Pachowska